Podróżnych w dom przyjąć

Przekraczanie miary własnego lęku i zamknięcia na potrzeby innych zawsze jest wyzwaniem dla ucznia Chrystusa. Człowiek wierzący winien zachować porządek miłości, który nakazuje najpierw udzielić pomocy najbliższym, a potem osobom nieznajomym i obcym.

 

Tekst Andrzej Derdziuk OFMCap

 

Przykazanie miłości bliźniego opiera się na równej godności osób, które służąc sobie wzajemnie, wspólnie korzystają z zasobów danych im przez Pana Boga do dyspozycji. Praktyczna realizacja tego przykazania sprawia, że w drugim człowieku można dostrzec siostrę lub brata, osiągając przez to większe poczucie bezpieczeństwa we wzajemnych relacjach. Czyniąc bowiem dobro bliźniemu, człowiek rozwija się i sam sobie pomaga (nie tylko w wymiarze wieczności). Dostrzeganie korzyści z czynienia dobra nie może jednak przesłonić koniecznej bezinteresowności leżącej u podstaw prawdziwej miłości. Są one niejako „produktem ubocznym” i nie należy się na nich nadmiernie koncentrować.

 

Przyjazna przystań

Przyjęcie podróżnych w domu wykracza poza goszczenie członków rodziny, przyjaciół czy znajomych. Chodzi bowiem o ludzi będących w drodze i szukających schronienia u nieznajomych, na których dobroć i bezinteresowną życzliwość liczą. Do takich osób należą pielgrzymi, przybysze z odległych miejsc biorący udział w różnych wydarzeniach religijnych i kulturalnych oraz ludzie, którzy nie mają gdzie spędzić nocy w trakcie swej podróży. Mogą to być zwyczajnie pasażerowie pojazdu, który się zepsuł, młodzi autostopowicze, ludzie udający się na rajdy lub też poszukiwacze przygód. W kategorii podróżujących mieszczą się też uchodźcy i ofiary kataklizmów oraz wojen i zamieszek, którzy czekają na następny etap swej tułaczki w drodze do miejsca docelowego. W szerszym znaczeniu do takich osób należą też bezdomni i ludzie nieradzący sobie w życiu.

Precyzyjne rozumienie stwierdzenia podróżnych w dom przyjąć zawiera w sobie zakres kategorii osób będących w drodze, ale też wskazuje na warunki, jakie winien zapewnić przyjmujący. Podarowanie komuś namiastki domu oznacza zapewnienie miejsca do przespania, ale nie jest równoznaczne z potraktowaniem tego miejsca jak hotelu czy schroniska. Chodzi bardziej o stworzenie przyjaznej atmosfery domowej przystani, gdzie ujawnia się życzliwość i gotowość dostrzeżenia w drugim człowieku siostry lub brata. Otwartość domu musi być zatem oparta na otwartości serca napełnionego miłością w myśl złotej zasady: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7,12). Zarazem nakłada to obowiązki na podróżnego, który nie może się zachowywać jak roszczeniowy klient, lecz pokornie przyjmuje okazane mu dobrodziejstwo.

 

Twierdza zamiast domu

Kwestia przyjęcia podróżnych do własnego domu dziś napotyka większe trudności niż kiedyś ze względu na wyższy stopień anonimowości społeczeństwa i nagłaśnianie przypadków ludzkiej nieuczciwości wywołujących większą ostrożność, a nawet niechęć do otwierania swego domu przed obcymi. Ponadto zwiększony stan posiadania i zamożność rodzin sprawiają, że ludziom wręcz szkoda wpuścić przybysza, który może uszkodzić bogate wyposażenie mieszkania. Jeszcze większą przeszkodą jest egoizm, który nie potrafi sobie wyobrazić dzielenia swej życiowej przestrzeni z innymi, traktowanymi jak intruzi ograniczający zakres niezależności egoisty. Na ogół jest tak, że ludzie ubożsi są bardziej gościnni, bo nie muszą zazdrośnie strzec swych skarbów przed obcymi.

Niemniej jednak dla chrześcijanina punktem odniesienia nie powinien być status materialny, ale przede wszystkim Ewangelia, która przyjmowanie podróżnych traktuje wprost jako udzielenie schronienia samemu Chrystusowi utożsamiającemu się z „najmniejszymi” (por. Mt 25,40). Uczeń Chrystusa otwierający podwoje swego domostwa dla podróżnego ma świadomość, że jest pielgrzymem i musi zdać sprawę ze swego życia przez Bogiem, który będzie sądził z miłości.

Gotowość przyjmowania do domu podróżnych jest dobrą okazją do zweryfikowania swego stanu posiadania i poskromienia egoistycznego dążenia do zapewnienia sobie wytwornych i komfortowych warunków życia, które z domu czynią obwarowaną systemami alarmowymi i odgrodzoną od innych ludzi twierdzę. Człowiek ma prawo do wygody i zapewnienia sobie spokojnego miejsca, w którym czuje się bezpiecznie i może wypocząć z dala od zgiełku życia publicznego. Jednak większą wagę ma poratowanie kogoś w trudnej potrzebie, niż zapewnienie sobie komfortu i wygody.

 

Na straży prywatności

Narastająca w bogatych społeczeństwach tendencja, że gości podejmuje się w miejscu publicznym, restauracji lub kawiarni, wypływa z tego, że ludzie coraz bardziej chronią swoją prywatność i boją się kontaktów z innymi. Pośredni wpływ ma na to kultura podglądactwa i śledzenia prywatności osób znanych z życia społecznego przez różnej maści paparazzich, która przybrała formę programów telewizyjnych w stylu Big Brother. Kultura ta doprowadziła do drugiej skrajności w postaci ekshibicjonizmu, to jest publicznego obnażania i ujawniania szczegółów ze swego życia prywatnego. Sprzedawanie informacji z życia celebrytów jest elementem rozbudowanego rynku plotkarskich czasopism i portali, które gromadzą spore budżety na nagłaśnianiu nieznaczących szczegółów z życia gwiazd.

Przygarnięcie do domu podróżnego jest wyrazem chrześcijańskiej miłości i roztropności. Należy zatem wziąć pod uwagę warunki posiadanego mieszkania, gdyż gościnność nie może prowadzić do zdezorganizowania życia rodziny. Człowiek wierzący winien zachować porządek miłości, który nakazuje najpierw udzielić pomocy najbliższym, a potem osobom nieznajomym i obcym. Przekraczanie miary własnego lęku i zamknięcia na potrzeby innych zawsze jest wyzwaniem dla ucznia Chrystusa, który poprzez przyjęcie w swoim domu podróżnego bardziej odpowiada na zaproszenie, by kierować się w życiu prawdziwą i mądrą miłością potwierdzoną czynami.

 

Andrzej Derdziuk – kapucyn, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, autor książek z zakresu historii teologii moralnej, spowiednictwa i życia konsekrowanego.

„Głos Ojca Pio” [99/3/2016]

www.glosojcapio.pl