Gniew – wyrozumiałość

Jednym z opisywanych przez Ewagriusza logismoi, najbardziej oddziałującym na nasze codzienne relacje z innymi, jest gniew. W odróżnieniu od poprzednich złych myśli, które są bardziej osobiste, dyskretne, ale i, rzecz jasna, podstępne, gniew natychmiast wylewa się na zewnątrz. Jest bezzwłocznie widoczny i szybko uderza. Ma to swoje dobre i złe strony. Już ta gwałtowność jest niebezpieczna sama w sobie. Ewagriusz odmalowuje ją z właściwą sobie sugestywnością:

Gniew jest szaleńczą namiętnością i tych, którzy już posiadają poznanie, łatwo psuje. Czyni duszę dzikim zwierzęciem i sprawia, że cofa się ona przed wszelkim spotkaniem. (...) Woda jest poruszana przez pęd wiatrów, a gwałtownikiem wstrząsają nierozumne myśli. (...) Podnosząca się mgła zaciemnia słońce, a myśl o mściwości – samotny umysł.

To właśnie gwałtowność gniewu sprawia, że jego szkodliwość jest obustronna. Uderza zarówno w osobę, przeciw której jest skierowany, jak i w osobę go żywiącą. Dlatego mierzenie się z nim jest wyrazem troski o bliźniego.

W dotychczas omawianych złych myślach chodziło zasadniczo o osobistą pracę nad własnymi problemami. Wspominaliśmy, że przypadku czystości zaangażowane są też inne osoby. Przyczyna problemu tkwi jednak w konkretnym człowieku decydującym się na wykroczenie przeciw czystości. W gniewie wszystko jest może bardziej impulsywne i bezpośrednie, przez co może też bardziej powierzchowne, stąd zewnętrznie pewnie łatwiej się z nim mierzyć. Niewykluczone jednak, że jego przyczyny mogą być bardziej złożone niż w przypadku obżarstwa, nieczystości i chciwości. To z kolei może komplikować wewnętrzną pracę.

Dlaczego Ewagriusz umieszcza gniew właśnie po nieczystości i chciwości? Zauważmy, że w dziele O sporze z myślami gniew poprzedzony jest smutkiem. Próby zrozumienia wewnętrznych powiązań logismoi mogą iść w rozmaitych kierunkach. Jednym z nich jest teza, że frustracje powodowane niezaspokojeniem oczekiwań oferowanych przez poprzednie wady w pewnym momencie doprowadzają do eksplozji. Nie sposób już wszystkiego maskować, udawać dobrego. Nietrzymane odpowiednio na uwięzi namiętności, wykonując swoją pracę, osłabiają stopniowo naszą cierpliwość. W ten sposób tracimy równowagę, a nasze reakcje zaczynają wymykać się spod kontroli.

Gniew zatem to forma rozpaczliwej aktywności, często impulsywnej i złośliwej, będącej naszą odpowiedzią na frustrację spowodowaną nade wszystko niemożliwością zaspokojenia grzesznych dążeń. Aktywność taka skierowana na zewnątrz siłą rzeczy dotykać musi pojawiających się wkoło ludzi. Zresztą niejako automatycznie gniew żywi się rozdrażnieniem reakcjami i zachowaniem innych.

Prawdą jest wszakże i to, że uwarunkowany jest temperamentem. To on decyduje, jaką konkretnie formę gniew przybierze. Zawsze będzie jednak wskazywał na brak emocjonalnej integracji. Spontaniczność odreagowywania natychmiast wykorzystuje te wszystkie słabe miejsca, które osłabły dodatkowo w czasie folgowania pokusom. Gniew zatem ujawnia nasze najmroczniejsze strony, obnaża prawdę o nas. W rezultacie nie szanuje innych. Jakby się naigrywał zarówno z tego, od którego wychodzi, jak i z tych, których dotykają jego wybuchy. Nie tylko sprawia, że nie panujemy nad sobą – z jego powodu przestajemy być sobą. To, co Ewagriusz pisze o zagniewanych, pokazuje, jak bardzo gniew dezintegruje człowieka, czyniąc go jego własną karykaturą. Owszem, każdy grzech na swój sposób upodabnia nas do zwierząt. W przypadku gniewu, może z racji na wspomnianą jego gwałtowność, ów efekt jest jeszcze silniejszy:

Gniewny mnich jest samotnym dzikiem, zaledwie kogoś zobaczy, już wyszczerzył zęby. Unosząca się para zagęszcza powietrze, a rozbudzona popędliwość [zaciemnia] umysł gniewnego. Podnosząca się mgła zaciemnia słońce, a myśl o mściwości – samotny umysł. (…) Oczy gwałtownika są zaniepokojone i nabiegłe krwią i pozostają zwiastunami wzburzonego serca. (…) Myśli gwałtownika są plemieniem żmijowym i pożerają rodzące je serce.

Gniew jest grzechem najbardziej widocznym i destruktywnym. Wspomnieliśmy, że zasadniczo działa płytko (co nie znaczy, że nie może pozostawić długotrwałych ran), jest więc bardziej uciążliwy niż groźny. Z tego powodu może i najłatwiej jest podjąć próbę jego opanowania, wszak jest tak bardzo widoczny, niejako sam się obnaża. Sam w sobie jest łatwo zauważalny, wręcz śmieszny, dlatego nietrudno go zidentyfikować i mu przeciwdziałać. Usunięcie go nie wydaje się problemem. Radę, którą w tej materii daje Ewagriusz, należy zwyczajnie zastosować i to wystarczy: „Oddal myśli gniewne od twojej duszy, a zapalczywość niech nie mieszka w twym sercu, a nie doznasz zamętu w czasie modlitwy”.

Stawką jest w pierwszym rzędzie spokój serca. Każda namiętność jest jego zagrożeniem. Opanowanie gniewu jest też otwarciem drogi dobroci dla innych ludzi: „Cierpliwy mnich jest kojącym źródłem, które każdemu dostarcza krzepiącego napoju”. W tym miejscu otwiera się teren do szerokiej walki o pokój, czyli, w praktyce, do pojednania, ufności, harmonii. Opanowywanie gniewu i usuwanie jego skutków może okazać się uprzywilejowaną przestrzenią pracy nad jakością relacji łączących nas z innymi ludźmi. Święty Paweł pisze: Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce (Ef 4,26). W świetle tych słów, paradoksalnie, gniew jawiłby się jako brama głębszego poznania i pojednania. Byłby naturalną, ludzką reakcją, najczęściej o podłożu emocjonalnym, która jak wszelkie nasze tego typu odruchy wymaga odpowiedniego jeśli nie opanowania, to przynajmniej ukierunkowania. Tym samym gniew byłby szansą; może niemiłym, ale skutecznym bodźcem do rewizji i modyfikacji naszej świadomości i wrażliwości, może nawet pewnym przedpolem czy nawet poligonem miłości. Chodziłoby, rzecz jasna, o gniew, który nas zawstydza, którego jesteśmy tego świadomi i dlatego chcemy coś z nim zrobić.

Taką sytuację opisuje w swej Regule św. Benedykt:

Jeśli opat lub jakikolwiek inny przełożony udziela w taki czy inny sposób nagany jednemu z braci, choćby za najmniejsze uchybienie, a brat ów domyśli się lub spostrzeże, że stał się przyczyną nawet niewielkiego gniewu przełożonego, niech zaraz bez zwłoki padnie na ziemię i aby zadośćuczynić za błąd swój, tak długo u stóp jego leży, aż otrzyma błogosławieństwo, które to wzburzenie uspokoi (RB 71, 6).

Ciekawe, że interweniuje tutaj nie ten, kto się gniewa, lecz ten, kto ów gniew spowodował. Pośrednio byłoby to potwierdzenie wyżej cytowanego zalecenia św. Pawła, odróżniającego gniew od grzechu, mimo że ten ostatni znajduje się w katalogu ośmiu logismoi Ewagriusza oraz na liście św. Grzegorza Wielkiego. Tu ważna jest też relacja, w której zachodzi opisana sytuacja: oczyma wiary mnisi widzą w opacie Chrystusa. Czynią więc wszystko, by złagodzić Jego gniew.

Czy to tylko metafora? Wszak Pismo Święte często mówi o gniewie Boga. Byłby to niezbyt zgrabnie dziś brzmiący antropomorfizm? Trudno bowiem się nam zgodzić, by opat (czy przełożony) mógł nie tylko bezkarnie się gniewać, ale i jeszcze łagodzenie tego byłoby zadaniem tego, ku któremu gniew ten został skierowany. Takiemu zresztą rozumowaniu towarzyszy coraz częstsza dzisiaj praktyka obecna we wspólnotach zakonnych, w ramach której to bardziej przełożonym zależy na „udobruchaniu” urażonych i zagniewanych mnichów niż tym ostatnim na ukojeniu gniewu przełożonego. Dzisiaj nie tylko zbyt łatwo się gniewamy, lecz wręcz uważamy to za naturalne czy nawet zdrowe. Nie postrzegamy więc tej postawy jako wady i grzechu. W konsekwencji nie jesteśmy już zbyt wrażliwi na jakość naszych relacji z innymi. Priorytetem staje się nasze samopoczucie, odreagowanie. Jakim kosztem, to już wtórna sprawa. Nic dziwnego, że generalnie nasze relacje są coraz trudniejsze, bardziej szorstkie i bolesne. Z pewnością jest to cena coraz powszechniejszego dzisiaj indywidualizmu i narcyzmu. Jeśli czyjeś „ego” czy dobre samopoczucie jest w centrum, trudno by pamiętał o innych. Gniew wtedy staje się naturalnym elementem relacji międzyludzkich.

Ewagriusz bynajmniej nie oczekuje tak radykalnych postaw jak św. Benedykt. Widzi gniew w wymiarze indywidualnym, horyzontalnie. Proponuje perspektywę długofalową, opartą o bardzo prosty środek. Według niego antidotum na gniew jest wyrozumiałość.

Czym miałaby ona być? Pisze Ewagriusz:

Wyrozumiałość jest orężem roztropności, osądzeniem gniewu, uleczeniem serca, skarceniem zuchwałych, ukojeniem dla znękanych, spokojną przystanią, wyświadczaniem dobrodziejstw ludziom dotkniętym smutkiem, dobrocią dla wszystkich; błogosławi, gdy jej złorzeczą; raduje się, gdy ją krzywdzą; jest pociechą dla jęczących w niedoli, zwierciadłem dla mających nadzieję, nagrodą dla skrzywdzonych.

Chodziłoby tu o postawę. Wyrozumiałość jest przygarnięciem ludzkiej słabości i nędzy, troską o ludzkie zmaganie z samym sobą. Gniew obnaża naszą słabość. Wyrozumiałość byłaby sposobem na jej kojenie, a więc miałaby charakter terapeutyczny. Jeśli jej efektem miałoby być złagodzenie napiętych sytuacji, to gniew, który w zazwyczaj wybucha z powodu ich nagromadzenia, byłby ostatecznie czymś pozytywnym, szansą na wyprowadzenie dobra z przejawów zła.

Fragment książki „Osiem spojrzeń na Pana Jezusa”

Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.