Podatność na bliskość, albo wrogość zburzona

     Człowiek zmierza w stronę spraw istotnych, gdyż tak dany mu jest czas i jego tajemnica. Czas nieodwołalnie przybliża do spotkania z Bogiem. Ten czas mijamy w śmierci. Czas nieuchronnie kieruje ku Początkowi wszystkiego, i tylko z czasem odnajduje się Początek wszystkiego, również swój własny. Dlatego człowiek żyje jako skierowany, nie może żyć nie zmierzając. Niektórzy tę prawdę odkrywają zbyt późno, a trudno odnaleźć piękno symfonii, gdy wpada się zziajany na ostatnie takty.

Życie duchowe to najpierw kwestia osadzenia, a następnie zgodności.

Trud osadzenia polega na odnalezieniu właściwej perspektywy, a trud zgodności - na uzgodnieniu w sobie tego, co wysokie i tego, co niskie, oraz uzgodnieniu siebie z Bogiem. Człowiek pierwotnie został osadzony na szczycie stworzenia, które miał doglądać i troszczyć się o nie (Rdz 2, 15), i wszystko kierować ku Stwórcy. W grzechu jednak zmieniła się jego troska. Zaczął troszczyć się o siebie, a nie o skierowanie wszystkiego na Boga, a potwierdzenia nie szukał już w Bogu, lecz w stworzeniu. To ono miało być gwarantem „uzyskanej” w grzechu wielkości, lecz stało się świadkiem upadania. Człowiek zrywając pierwotne przymierze z Bogiem, zrywa je również ze wszystkim, co go otacza. Żyje jako nie sprzymierzony - podatny-na-odrębność, na oddalanie. Nie sprzymierzony znaczy obcy, nawet nieprzyjazny, zainfekowany lękiem, a nasycenie trwogą może zamykać w nieskończoność kolejne pokłady człowieczeństwa. Odtąd zbliżanie się Boga, jak w czas delikatnego powiewu (por. Rdz 3,8)  rodzi lęk, potrzebę schronienia. Nadchodzenie Boga wzmaga lęk, człowiek szuka „zarośli”, czegokolwiek, by się schronić przed Stwórcą. Żyjąc w grzechu wchłania w siebie i wypełnia czymś, co nie może znaleźć uznania czy przyjęcia u Boga, grzech nie może nieść sensu i prawdy. Ostatecznie zatem wypełnia się pustką nieistnienia. To zaś rodzi trwogę najwyższą. Zalękniona troska szuka bezpiecznego portu. Tam jednak nieprzyjaciel człowieka zastawia sidła. Aby człowiek mógł ocalić własne życie, musi zrezygnować ze skierowania na siebie, a odzyskać skierowanie na Boga. Co więcej, musi w jakiś tajemniczy sposób utracić siebie, by pozyskać Boga. W istocie nie traci siebie, ale odzyskuje się jako boski. Sam sobą bowiem przesłania Istotne.

Człowiek jest dany sobie jako popękana jedność, a w szczelinach pęknięć sączy się jad ukąszenia. Jest to rodzaj pierwotnego gniewu, który rodzi sprzeciw, oddziela, zamyka i nie dopuszcza jedności. Skazuje człowieka na dryfowanie w tragiczną samotność, której na imię odrzucenie.  Gniew nie pozwala, nie dopuszcza by być razem. Radykalnie potwierdza oddzielenie: od Boga, od bliźniego, od siebie. Taka jest tragiczność gniewu. Dlatego Chrystus przychodząc jako Zbawiciel zburzył rozdzielający mur - wrogość (Ef 2, 14). Pokonał zasadę grzechu - oddzielenie. Człowiek dany jest sobie w gniewie. Ten gniew wywodzi się z pychy - zwyrodniałej, demonicznej potrzeby wielkości. Pycha w istocie odmawia wszystkiego innym, natomiast wszystko przyznaje sobie. Staje się osią świata urojonego, zbudowanego z kłamstwa i przewrotności. Wnosi skłócenie i zbrukanie. Przez to człowiek żyje w coraz bardziej zbrukanym świecie.

Życie duchowe polega z jednej strony na przezwyciężaniu tych negatywnych tendencji oddzielenia, a pozyskaniu zasady nie tylko bliskości, ale i całkowitej, nieprzerwanej i nieustającej jedności. Uzyskana jedność, zjednoczenie staje się wstępem do niekończącej się wymiany tego, co boskie i ludzkie, we wzajemności daru. Całkowity dar z siebie, ze strony Boga i człowieka, staje się formą najwyższą życia i najpełniejszego istnienia.  
 

o. Marian Zawada OCD

„Głos Karmelu” (1/2009)