Bolesne dni godzina po godzinie...

23 września 2008 w San Giovanni Rotondo

Ta kronika była pisana fragmentami w dramatycznych dniach od 23 do 27 września 1968 roku. Ból ściskał nam serce, jednak czuliśmy, że szybko musimy utrwalić na papierze owe obrazy i doznania. Był to fakt historyczny zbyt znaczący, by nie zachować możliwie jak największej liczby szczegółów. Dzisiaj, po upływie dwóch tygodni, w pamięci pozostało tylko wspomnienie wielkiego zamieszania ludzi, rzeczy, zwyczajów oraz wielka pustka. 
 

– 23 września – 
 

Wiadomość o śmierci Ojca Pio

Obudziłem się w środku nocy. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Bez zastanowienia, kto mógłby to być o tej porze – te dni świąteczne, pełne zgiełku, niezwykłych rzeczy, przyzwyczaiły mnie do niespodzianek – poszedłem otworzyć. W drzwiach zobaczyłem strapione oblicze mojej przyjaciółki. – Ojciec Pio źle się czuje – powiedziała. Ale zaraz po tym, nie mogąc się powstrzymać, dodała: – Ojciec Pio umarł. Niedowierzanie, zdumienie. To nie jest możliwe. Ojciec Pio nie może tak sobie umrzeć. Siadam, zamykam oczy, potrząsam głową. Niemożliwe, powtarzam. Ale czuję, że ta wiadomość jest prawdziwa.

Zmarł o drugiej trzydzieści. Z klasztoru informacja rozniosła się po rodzinie i po duchowych dzieciach. Jestem osłupiały, zdruzgotany rzeczywistością. Zmierzam do konwentu. Tłum blokuje wejście do zamkniętego jeszcze kościoła. Wiadomość dotarła również tutaj. Ale wielu nie chce w nią uwierzyć. 
 

Zamknięty kościół

Wybija godzina 5.00. Duże drzwi z brązu pozostają zamknięte. Przybywa coraz więcej osób. Ludzie obejmują się i płaczą. Nad tym wzruszonym i wstrząśniętym tłumem wschodzi świt. Z klasztoru, z komżą i stułą pod ręką, wychodzi ojciec Pio Maria, zmierzając z Komunią do chorej. Ludzie otaczają go, chcą się czegoś dowiedzieć. – Bracia, trzeba się modlić – powiedział zapłakany kapłan.

Słońce wzniosło się już nad wzgórzami Gargano. Rozpoczynał się kolejny zwykły dzień. Jednak punktualnie o szóstej klasztorny dzwon, tuż po codziennym sygnale na Anioł Pański, wybija pogrzebowe dźwięki. Tłum pozostaje bez ruchu, niezdolny już do żadnych reakcji. Wieje silny wiatr, ale nikt tego nie spostrzega. Samochody żandarmerii ustawiają się na placu przed kościołem.

O godzinie 6.15 pogrzebowe sygnały dzwonu powtarzają się. Po pięciu minutach znów słychać ich sygnał, który od tego momentu co jakiś czas wciąż powraca. Pracownicy przygotowują metalowe barierki, by pokierować tłumem, który za chwilę wleje się do kościoła, chcąc zobaczyć ciało Ojca Pio. Żandarmi ochraniają wszystkie punkty newralgiczne, między innymi bramę dziedzińca, gdzie znajduje się grota z Lourdes oraz żelazne drzwi prowadzące do ogrodu. Znajdują się również przy wszystkich drzwiach wewnętrznych. W kościele trwają pospieszne przygotowania do wystawienia na widok publiczny ciała Ojca Pio.

Wchodzę na pierwsze piętro. W sali św. Franciszka spotykam, siedzące na marmurowych ławeczkach, niektóre córki duchowe Ojca Pio, m.in. Cleonice Morcaldi, Tinę Bellone i Idę Lucibelli. Są pogrążone w bólu. Jeden z żandarmów trzyma straż za zamkniętymi szklanymi drzwiami. Przedstawiam się mu. Oddala się, by za chwilę powrócić z jednym z ojców, który gestem zaprasza mnie do wejścia. Trzy lub cztery osoby znajdują się na korytarzu. Pośród nich jest profesor Lotti oraz Pierino Ventrella. Lotti wychodzi mi na spotkanie, obejmujemy się. Poznaliśmy się tutaj, w San Giovanni Rotondo, około trzydzieści lat temu i razem przeżyliśmy ten czas pod czujnym okiem Ojca Pio. 
 

Czuwanie na werandzie

Ojciec Pio znajduje się na werandzie sąsiadującej z jego pokojem, na której spędzał chwile odpoczynku. Jego ciało ubrane w habit ułożono na żelaznych noszach. Stopy, bez sandałów, ma przyodziane w grube, wełniane skarpety koloru brązowego i związane razem chustką. Również pożółkła twarz została związana chustką. Krótka broda, prawie w całości biała, wyróżnia się na tle tego żółtego koloru. Ręce, skrzyżowane na klatce piersiowej, są mocno owinięte różańcem. Wokół przy ścianach stoją kapucyni, rodzina i niektóre z duchowych dzieci. Pośród nich są obecni: siostrzenica Pia z rodziną, siostrzeniec Ettoruccio z żoną, Enzo Bertani, Enrico, rodzina Pannelli i kilka innych osób, wśród których jest też kilku kapłanów nie kapucynów.

Godzina 7.45. Na werandę zaczynają przychodzić z większą częstotliwością duchowe dzieci oraz przyjaciele, całują ciało i oddalają się pospiesznie. Są to tylko niektóre osoby spośród wielu przychodzących w tych latach do klasztoru.

Godzina 7.50. Rodzina Ojca Pio odchodzi. Wciąż licznie przybywają natomiast kapłani i świeccy, synowie i córki duchowe zmarłego zakonnika.

Godzina 7.52. Przyniesiono trumnę. Obecny jest doktor Sala – lekarz Ojca Pio, doktor Gusso – dyrektor sanitarny Domu Ulgi w Cierpieniu oraz inni medycy. Ciało zmarłego zostaje podniesione po raz ostatni z materaca i pościeli, które były miejscem męki dla niego, i złożone delikatnie do trumny. Przy tej smutnej czynności był obecny przełożony klasztoru – ojciec Raffaele oraz inni bracia.

Godzina 7.55. Ojciec Clemente z Santa Maria in Punta ubiera komżę na korytarzu. Brat Guglielmo zanosi do pokoju Ojca Pio poduszkę i pościel, które nie są już potrzebne. Cela zmarłego zakonnika wygląda jak po burzy. Nieporządek ukazuje koszmarne wydarzenia nocy, podczas której umierał Ojciec Pio, a lekarze i współbracia przybywali tam w wielkim pośpiechu.

Godzina 8.00. Zostają zapalone świece. Ojciec Clemente kropi ciało wodą święconą oraz recytuje modlitwy żałobne. Trumna zostaje położona na noszach. Orszak recytujących psalmy zaczyna przesuwać się po korytarzu, oddalając się od werandy. Trumnę niosą na ramionach bracia kapucyni. Procesja przechodzi przez salę św. Franciszka. Nieliczne zgromadzone w niej dzieci duchowe przyłączają się do pochodu. Wszyscy schodzą po schodach i przechodzą przez nową zakrystię, by następnie wejść do kościoła, który jest jeszcze zamknięty. Wiele osób uczestniczących w tym niewielkim orszaku płacze. 
 

Msza żałobna

Trumna z ciałem Ojca Pio zostaje wniesiona do prezbiterium przez jedno z bocznych wejść i ustawiona na początku nawy głównej. Niektóre córki duchowe pochylają się nad nim i je całują. Później zaczynają się tłoczyć wokół trumny członkowie rodziny, przyjaciele i dzieci duchowe. Duża świątynia jest jeszcze zamknięta. Ławki kościelne są już jednak tak ustawione, by stworzyć korytarz wyznaczający trasę dla tłumu, który za chwilę wtoczy się do wnętrza. Trumna przed chwilą została uniesiona z podłogi i umieszczona na niewielkim katafalku pokrytym czarnym suknem. Ojciec Pio ma ramiona splecione na klatce piersiowej. Jego ręce ubrano w rękawiczki bez palców. Różaniec jest mocno owinięty wokół prawej ręki przykrytej prawie w całości rękawem habitu. Twarz zakonnika, już nie przewiązana chustką, jest żółtego koloru. Na wargach, po prawej stronie, znajduje się maleńki, czarny punkcik: to niewielkie znamię, tak bardzo charakterystyczne dla Ojca Pio.

Godzina 8.15. Pani Sanguinetti przychodzi, by pozdrowić Ojca Pio. Odwzajemnia tym samym wizytę, którą Stygmatyk złożył jej po śmierci męża. Ławki kościelne zostały ułożone w półkole, metr od katafalku. Cztery świeczniki ustawiono w rogach czarnego sukna, które opada swobodnie z katafalku i rozciąga się po podłodze. Naprzeciw umieszczono dwa wazony z białymi goździkami. Doktor Sala, który jest również burmistrzem San Giovanni Rotondo, daje ostatnie wskazówki. Żandarmi ochraniają prezbiterium. Na balkonach zaczynają gromadzić się ludzie.

Godzina 8.20. W zakrystii kapłani przygotowują się do Mszy żałobnej. Jest ich dziesięciu – kapucyni i księża świeccy, na czele zaś o. Clemente z Santa Maria in Punta. Za chwilę rozpocznie się uroczysta koncelebracja.

Godzina 8.30. Główne drzwi świątyni zostają otwarte. Tłum wdziera się do wnętrza i biegnie w kierunku ciała. Słychać jęki, szlochanie, a nawet gwałtowny płacz, które od tego momentu wypełniają kościół. Ojciec Pio został oddany tłumowi, aby ten mógł się z nim pożegnać. Dzwon obwieszcza ropoczęcie Mszy Świętej. Ministranci wchodzą do kościoła. Kapłani zaś nadal pozostają w zakrystii, gdyż kościół jest pełen krzyków i płaczliwych wrzasków.

Godzina 8.35. Znów brzmi dzwon. Kapłani wchodzą do prezbiterium. Rozpoczyna się Msza żałobna. Tłum tłoczy się w nawie. Na zewnątrz, podczas bicia pogrzebowych dzwonów, słychać warkot samolotów.

Godzina 10.00. Przecudne słońce jaśnieje nad Gargano. Jest to najgorętszy dzień tego września. Przy klasztorze stoi mnóstwo samochodów. W najwyższym punkcie Domu Ulgi w Cierpieniu powiewa opuszczona do połowy drzewca flaga. Masa ludzi wypełnia kościół, gdzie odprawiane są Msze i udzielana jest Komunia Święta.

Radio wiele razy podało już wiadomość o śmieci zakonnika. Ojciec Pio zmarł, spełniając swoją misję – celebrując Mszę Świętą oraz spowiadając do ostatniego dnia. Wprawdzie 21 września nie dopełnił tej powinności z powodu ataku astmy, jednak już 22 września, ostatniego dnia swojego ziemskiego życia, wyspowiadał około piętnastu osób. On, który bał się bezwładu i inwalidztwa, pełnił swoją posługę aż do końca, z wielką wytrwałością i poświęceniem, które są możliwe tylko u Bożych ludzi.

Zmarł w dobrym momencie, gdy Grupy Modlitwy, jego duchowe dzieło, zostały zatwierdzone przez Stolicę Apostolską. Można powiedzieć, że poniekąd czekał na tę chwilę, czekał, by dowiedzieć się, że grupy, którym powierzył misję modlitwy oraz pełnienia dobra, są w dobrych rękach. (…) 
 

Wzburzony tłum

Godzina 17.50. Nadchodzi wieczór. Ilość napływających osób jest niewyobrażalna i nie do opisania. Do tysięcy z nich wiadomość dotarła przez radio, wzywając do San Giovanni Rotondo. Przybywa również ogromna liczba zakonników oraz sióstr zakonnych ze wszystkich zgromadzeń, a także liczni pielgrzymi z Benewentu, szczególnie z Pietrelciny.

To dziwny wieczór. Trudno uwierzyć, że naprawdę wszystko się skończyło, że biura przyjmujące zgłoszenia do spowiedzi są już niepotrzebne. Na placu kościelnym ciągle znajduje się wzniesiony wczoraj krzyż na nabożeństwo drogi krzyżowej, prowadzonej przez przedstawicieli Grup Modlitwy. Krzyż jest wielki, potężny, na poprzecznej belce ma czerwoną plamę z farby, symbolizującą krew przelaną przez Jezusa. Dzisiaj ów krzyż wydaje się tragiczną zapowiedzią śmierci Ojca Pio.

Poszedłem na tył klasztoru, gdzie tłum gromadził się kilka razy dziennie, aby otrzymać błogosławieństwo swojego Ojca. Okna jego pokoju są ciemne. Cały klasztor pogrążony jest w ciemnościach. Na zewnątrz modli się w tym miejscu tylko kilka osób.

Godzina 20.00. Kościół został zamknięty. Tłum jest wzburzony. Słychać krzyczących: – Otwórzcie drzwi, otwórzcie drzwi. Jeden z żandarmów w odpowiedzi woła: – Idźcie do domu. Kościół zostanie otwarty jutro rano. Ale tuż po chwili drzwi zostają jednak otworzone i tłum znów zaczyna swój pochód.

Godzina 22.30. Liczba ludzi zgromadzonych na placu kościelnym jest przeogromna. Wygląda on jak bezmierny, milczący parking. Z głośników płynie modlitwa różańcowa. 
 

Fragment kroniki napisanej przez Gherardo Leone do specjalnego numeru „Casa Sollievo della Sofferenza”, 1-31 października 1968 roku. Pełny tekst reportażu znajduje się w drukowanej wersji „Głosu Ojca Pio” (nr 53/2008).

Tłumaczenie: Tomasz Protasiewicz OFMCap

„Głos Ojca Pio” (nr 53/2008)