OPĘTANIE - Uwolnił mnie Jezus Chrystus

Rozmawia Grzegorz Fels

Czy szatan może w dzisiejszych czasach zawładnąć całkowicie ciałem człowieka? Okazuje się, że tak. W jednej z parafii Rudy Śląskiej taki właśnie przypadek ma jeszcze obecnie miejsce. Młody człowiek przy pomocy księdza i ludzi ze wspólnoty charyzmatycznej, którzy modlą się w jego intencji, stara się z tego zniewolenia uwolnić. On (czyli Grzegorz) i ksiądz Leszek (opiekun wspólnoty) zgodzili się udzielić dla naszego pisma wywiadu. Niech ich słowa będą przestrogą dla ludzi, którzy szukają nowinek w „modnym” obecnie nurcie new age i wschodnich medytacjach.

SEKTY I FAKTY - Grzegorz, powiedz naszym czytelnikom jaki był początek Twojego zniewolenia?

Grzegorz - Przebywający w Zabrzu pewien lekarz medycyny naturalnej przybyły tam rzekomo z Tybetu, zalecił mi ćwiczenie jednej z form jogi., Zacząłem więc ćwiczyć i mocno mnie to wciągnęło. Ćwiczyłem ok. 5-ciu lat gdy zrozumiałem, że już mi to nic wystarcza. Sięgnąłem więc do lektury czasopism zaliczanych do nurtu new age: „Czwarty Wymiar', „Wróżka”. W jednym z numerów „Czwartego Wymiaru” wyczytałem, że będzie w Katowicach organizowane seminarium Kriya Jogi. Postanowiłem więc tam pojechać bo chciałem pogłębić swoją duchowość. Wydawało mi się wtedy, że Kriya Joga („działanie duszy") jest tym czego tak naprawdę szukam. Pamiętam, że był tam wtedy obecny pewien guru przybyły z Indii, który wprowadzał nas w inicjację jogistyczną. Po jej zakończeniu spożyliśmy przygotowaną wcześniej ofiarę z owoców.

Ks. Leszek - Na co kładli nacisk? Co było w tym wszystkim najistotniejsze?

G. - Chodziło im o to, by wyznawać kult bogini Kuli. Dziś wiem, że była to cześć oddawana szatanowi.

SiF - Na czym konkretnie polegało praktykowanie Kriya Jogi?

G. - Chodziło o skoncentrowanie się na poszczególnych, wybranych punktach swojego ciała. Na oddanie siebie we władanie bóstwom. Celem tych praktyk było dążenie do nirvany - tak zapewniał nas guru. Ja osobiście nie wnikałem szczegółowo w to, co oznacza nirvana. Po prostu ćwiczyłem i ufałem naukom prowadzącego guru. On jednak wprowadzał ludzi w błąd. Głosił, iż dzięki praktykowaniu tej medytacji znikną nasze choroby. Sama zaś Kriya Joga miała być jogą odprężającą i zarazem najlepszą ze wszystkich znanych rodzajów jogi. Mówił co prawda, że inne też są dobre, lecz ta miała być najlepsza. Według jego zapewnień praktykowanie Kriya Jogi miało nas chronić przed wpływem złego układu planet.

Po tym pierwszym wprowadzającym seminarium jeździłem na różne spotkania. Gromadziliśmy się przeważnie w Katowicach gdzie w tym samym budynku co my spotykali się też ze sobą buddyści. Medytowaliśmy przed zdjęciami nie żyjących już w większości hinduskich mędrców. Wśród tych zdjęć był też umieszczony nieco z boku wizerunek Jezusa. W naszej medytacji była zresztą mowa o Jezusie jednak najważniejszym w tej hierarchii był pewien żyjący jeszcze hinduski guru, którego duże zdjęcie znajdowało się w samym centrum. Myślę, że osoba Jezusa była tu tylko pewnym kamuflażem dla pokazania nam ich rzekomej tolerancji dla innych poglądów.

SiF - Gdy ćwiczyłeś Kriya Jogę to świadomie oddawałeś cześć bożkom, czy raczej nie byłeś tego do końca świadomy?

G. - Ja nie wiedziałem tego tak do końca. Myślałem nawet, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie zastanawiałem się wtedy głębiej nad tym. Chodziłem na seminaria w dobrej wierze. Tam nam mówiono: „Kochajcie Boga, Jezusa i Mistrzów”. Te same zdania padały też podczas medytacji. Oni traktowali swego duchowego przywódcę jak boga.

SiF - Co było dla Ciebie takim pierwszym ostrzegawczym sygnałem, że dzieje się coś niedobrego?

G. - Guru uczył nas, że dzięki tej medytacji odczujemy w sobie boże wibracje i ja faktycznie zacząłem coś takiego w swoim ciele odczuwać. Doszło więc do tego, że zacząłem dwom panom służyć. Z jednej strony się modliłem do Jezusa, a z drugiej ćwiczyłem Kriya Jogę i medytowałem.

Inną sprawą, która zmusiła mnie do zastanowienia było zaproszenie jakie otrzymałem do Austrii, na 91-sze urodziny guru o dźwięcznym nazwisku: Baba Paramahasa Hariharanda. Był on naszym głównym przywódcą duchowym, o którym zawsze pamiętaliśmy w czasie medytacji. Podczas tych urodzin miało być zorganizowane seminarium, na którym miano nas wprowadzić w dalsze techniki medytacyjne i wyższy stopień wtajemniczenia. Ja przyjąłem w Polsce tylko I-szy stopień a jest tych stopni łącznie siedem. Na urodziny guru ostatecznie jednak nie pojechałem bo na zaproszeniu, które otrzymałem, były narysowane pentagramy i to wzbudziło moje podejrzenia. Pojechałem z tym do katowickiej KANY gdzie p. Dariusz Pietrek długo ze mną rozmawiał i dał mi kontakt do księdza egzorcysty w Poznaniu.

SiF - Czy cały ten czas byłeś w Kościele i chodziłeś na Msze?

G. - Tak. Do kościoła chodziłem, lecz nie przystępowałem do sakramentów. Po pewnym czasie zauważyłem, że przy próbach modlitwy wychodzą ze mnie dziwne słowa, których nie kontrolowałem i tego się przestraszyłem. Udałem się kiedyś do spowiedzi i tam wyznałem księdzu, że ćwiczę jogę. Przestrzegł mnie wtedy, iż to mnie do niczego dobrego nie doprowadzi. Że to jest pewna forma ubóstwiania samego siebie. Po tej spowiedzi przestałem przez pewien okres uprawiać Kriya Jogę lecz bardzo szybko wróciłem do tej praktyki.

SiF - Potrzebowałeś tego?

G. - Tak. Ja już byłem na takim etapie, że nie mogłem się bez tego obejść. Czułem, że jestem w dołku i nie potrafię o własnych siłach się z niego wydostać. Do tej pory ćwiczyłem i medytowałem często po 3 godz. dziennie. Gdy zrozumiałem swoją bezsilność poszedłem na probostwo i rozmawiałem z ks. Andrzejem, który poradził mi m.in. bym przyszedł na spotkanie modlitewne przyparafialnej grupy charyzmatycznej. Tak też uczyniłem i zacząłem regularnie uczęszczać na odbywające się tam spotkania. Co charakterystyczne, podczas ich modlitwy wszystkie dręczące mnie objawy znacznie się nasiliły.

SiF - Pamiętam, że gdy kilka miesięcy temu uczestniczyłem w modlitwach tej wspólnoty, to po raz pierwszy zwróciłem na Ciebie uwagę. O ile przebywające w salce osoby zatopione były w modlitwie, to mnie twoje ówczesne zachowanie raczej rozpraszało. Stałeś wtedy z tyłu, dosyć charakterystycznie się „wyginałeś” czy raczej „skręcałeś”, a z Twoich ust wydobywał się niski, przerywany cichym lecz zarazem szyderczym śmiechem głos. Nie mówiłeś wtedy w języku polskim. Mnie się ten język raczej kojarzył z pseudołacińskimi napisami z bunkra, w którym sataniści popełnili niewiele wcześniej rytualne morderstwo. Czy Ty wtedy tę dziwną pseudołacinę rozumiałeś? Czy potraciłeś ten głos w sobie zablokować?

G. - Mam pewną świadomość moich reakcji z tego okresu lecz nie chcę się na tym koncentrować. Gdy tak się ze mną dzieje staram się natychmiast przywołać imię Pana Jezusa. Wtedy jednak nad tym wszystkim nie panowałem, nie potrafiłem tego powstrzymać. Jestem świadomy, że do tej pory, choć już znacznie rzadziej niż kiedyś, taki głos ze mnie wychodzi. Modlę się wtedy natychmiast do Jezusa, Ducha Świętego i wszystko to mija. Na modlitwie żadnych przeszkód już obecnie nie mam.

SiF - To wszystko co się z Tobą działo zazębiało się mniej więcej w czasie z morderstwem satanistycznym, które miało miejsce w jednym z pobliskich bunkrów. Jak ci się obecnie wydaje; czy można tu mówić o działaniu złego ducha?

G. - Wydaje mi się, że zawładnął nimi wtedy szatan. Że kierował on nimi zwłaszcza wtedy, gdy zabijali swoich przyjaciół. Dali się zwieść. Byli w swoim zachowaniu zatwardziali. Pan Jezus pomaga tym, którzy zrobią ku niemu chociaż krok. Jeśli ktoś jednak zatwardziale stoi przy swoim to wtedy Pan Jezus się nic narzuca. Daje człowiekowi wolną wolę.

SiF - Czy możesz coś więcej powiedzieć na temat drogi Twojego wychodzenia spod wpływu złego ducha? Wspomniałeś o spowiedzi, spotkaniu z księdzem, KANIE, wspólnocie modlitewnej. Z Twoich słów wynika, że nastąpiła u Ciebie znaczna poprawa. Jak Ci pomogła Twoja wspólnota w osiągnięciu tej poprawy?

G. - Wspólnota cały czas się za mną wstawiała. Często modlili się do Boga w mojej intencji z prośbą o uwolnienie. Ksiądz Leszek będący opiekunem naszej wspólnoty oraz dwie animatorki, byli również ze mną u księdza egzorcysty w Poznaniu.

SiF - Pomógł Ci Egzorcysta?

G. - Bardzo mi pomógł. Po tej wizycie czułem w sobie wielką swobodę. Jednak zdarzały się jeszcze później powroty tego co mnie do tej pory dręczyło.

SiF - Jak na Twoje zachowanie reagowali ludzie, którzy nie byli wtajemniczeni, nic o Tobie nie wiedzieli np. w pracy, w domu?

G. - Jeśli chodzi o dom to moja mama była bardzo moim zachowaniem przestraszona. Nic wiedziała co się ze mną dzieje. Radziła mi bym się zwrócił o pomoc do psychiatry. Jeśli zaś chodzi o pracę to czułem, że opuszczają mnie siły fizyczne. Ciężko mi było podnieść to co niegdyś dźwigałem bez większego wysiłku. Jednak moje zachowanie specjalnie nic rzucało sic kolegom w oczy, gdyż pracuję na kopalni. na dole, przy tzw. obsłudze, gdzie głównie przebywam sam. Bóg tym wszystkim tak pokierował, że nie wzbudzałem w moim otoczeniu sensacji.

SiF - Jak to przykre doświadczenie wpłynęło na Twoje życie duchowe?

G. - Moja religijność od tej pory wzrosła. Jest nieporównywalnie silniejsza niż była przedtem. Chwała za to Panu Jezusowi! Czuję, że Bóg przez to przykre doświadczenie skierował mnie do tutejszej wspólnoty modlitewnej. Pan Jezus mnie wyrwał z mojej niewoli duchowej i chwała Mu za to!

SiF - Zwrócę się teraz z pytaniem do Księdza. Jak wyglądał pierwszy Księdza kontakt z Grzegorzem?

Ks. L. - Pierwszy raz zwróciłem mi niego uwagę w kościele, a głównie na to co wyprawiał w ławce.

SiF - A co „wyprawiał”?

Ks. L. - Chodzi mi o jego ruchy, tzw. „wibracje”. Tak jak chyba wszyscy myślałem wtedy, że jest to osoba chora psychicznie. Tak to początkowo odbierałem. Tymczasem przyszedł w pewien poniedziałek na spotkanie naszej grupy modlitewnej i był to dla mnie pewien sygnał, że ten człowiek czegoś poszukuje. Ponieważ z Grzegorzem nie dało się wtedy jeszcze rozmawiać bo był w stanie kryzysowym czy wręcz krytycznym, od dwóch animatorek i innych osób ze wspólnoty, którzy już wcześniej go znali, dowiedziałem sic więcej szczegółów na jego temat.

Jako, że nie można takiego przypadku zostawić samemu sobie, zacząłem kontynuować pracę księdza, który poprzednio prowadził tę grupę i następnie został przeniesiony do innej parafii. On mi już zresztą wspominał o Grzegorzu. Tak więc jak zostałem przydzielony do tej parafii to przejąłem obowiązki od swego poprzednika, a w tym też prowadzenie grupy modlitewnej co wiązało się niejako i z przypadkiem Grzegorza.

SiF - Ankiety wykazują, że wiele osób uważających się nawet za katolików, nie wierzy w istnienie osobowego szatana. W końcu bardzo rzadko się zdarza, by szatan kogoś opętał. Ktoś mądry nawet powiedział, iż największym zwycięstwem szatana w naszych czasach jest to, że ludzie przestają w niego wierzyć. Dlaczego więc tu tak wyraźnie manifestuje on swoją obecność?

Ks. L. - Myślę, że zanim postaram się odpowiedzieć na to pytanie, powinniśmy zapytać Grzegorza czy on uważa, iż to wszystko co się z nim działo było działaniem złego ducha czy też wynikiem technik medytacyjnych? Wydaje mi się, że jest to dosyć ważne pytanie, które tu jeszcze nie padło.

G.- Przyczyną odczuwanych przeze mnie wibracji była niewątpliwie medytacja, którą przez długi czas praktykowałem. To właśnie przez nią byłem tak wewnętrznie zniewolony, że służyłem diabłu. Kierowała mną energia, której źródłem był szatan. To jednak wszystko jest tak ze sobą ściśle związane, że trudno mi w tej chwili powiedzieć co bezpośrednio wpływało na moje zachowanie. Faktem jest, że wcześniej nie potrafiłem zapanować nad odruchami swojego ciała; pojawiało się „mantrowanie”. Nawet w kościele poruszałem palcami tak jakbym mantrował.

SiF - Powiedz co czułeś, gdy zacząłeś regularnie przystępować do Sakramentów świętych?

G. - Chodziłem do spowiedzi ale było mi bardzo ciężko. Czułem w sobie duchowe osłabienie i silny ból w klatce piersiowej.

Ks. L.. - Pragnę tu może dopowiedzieć jak to wyglądało ze strony księdza, który udziela Komunii św. Otóż zachowanie Grzesia - nie jest to zresztą tajemnicą, bo wszyscy parafianie to widzieli - przypominało reakcje pijanego. Zataczał się po całym kościele i widać było w jego zachowaniu silny opór przed przyjęciem Komunii św. Zanim doszedł do ołtarza to działy się z nim niestworzone rzeczy. Coś jakby go powstrzymywało, a on to musiał w sobie przezwyciężać. Myślę, że tak właśnie można opisać to jego zachowanie (Grzegorz przytakuje).

SiF - Gdy już jednak udało Ci się przyjąć komunię św. to co czułeś?

G. - Czułem w sobie taką silną złość, że przyjąłem komunię. Właściwie był to psychiczny wstręt połączony ze złością.

Ks. L.. - Myślę, że w tym wszystkim co Grzegorz powiedział tkwi odpowiedź na zadane mi wcześniej pytanie. Otóż nikt, lub mało kto z tych osób, które znały Grzegorza lecz nie wiedziały co on wcześniej przeszedł nie wiązały jego zachowania z działaniem złego ducha. Mówiło się o nim, że jest psychicznie chory, pijany, w sekcie, że jest z nim coś nie tak. Nikt jednak z osób postronnych nawet nie przypuszczał, iż jego zachowanie ma ścisły związek z wiarą.

SiF - Czy wniosek z tego co ksiądz powiedział jest taki, że ludzie wszystkie tłumaczenia przyjęli by łatwiej niż to, że miało tu miejsce bezpośrednie, osobowe działanie szatana?

Ks. L. - Oczywiście! I tu jest sedno sprawy. Wcale tak nie było, że szatan się nagle wszystkim objawił. Tak jak wspomniałem, ludzie widzący Grzesia nie wiązali tej sprawy z religią a tym bardziej z działaniem złego ducha. Ja też nie daję odpowiedzi na to, na ile było to opętanie przez szatana. Nasza wizyta u egzorcysty miała być w jakimś stopniu zbadaniem sytuacji. Chcieliśmy rozeznać o co naprawdę tu chodzi, bo sami się w tym nie orientujemy.

SiF - Jak to w takim razie odebrał Egzorcysta?

Ks. L. - Jak sam nam powiedział; takich przypadków jak ten przyjmuje on kilka dziennie. Są to osoby, z którymi pracuje on całymi miesiącami. Spotyka się z nimi i modli modlitwą egzorcyzmu. Jeśli chodzi o Grzegorza to wyraźnie mi powiedział, że jego zachowanie to typowe i jednoznaczne działanie złego ducha w człowieku.

SiF - Czy Wasza wizyta u Egzorcysty miała spokojny przebieg - bez jakiejś niepewności, nerwowego zachowania?

G. - Z tego co pamiętam, ja wtedy zupełnie nie panowałem nad swoim ciałem. Nawet nie wiem jak tam wszedłem. Nie potrafiłem powiedzieć jednego słowa po polsku, a zdania w obcych językach same wychodziły z moich ust. Czułem w sobie wielki wstręt i zachowywałem się tak jak jakieś zwierzę. Jakbym był nie z tego świata. Czułem wściekłość przed czekającym mnie egzorcyzmem.

Ks. L. - Jako kierowca mogę tu jeszcze dopowiedzieć, iż już sama podróż do Poznania była dla mnie silnym przeżyciem. W miarę zbliżania się do celu Grzesiu był już w samochodzie coraz bardziej niespokojny. Gdyśmy w końcu dojechali i czekali w zakrystii na swoją kolej, to faktycznie tak to wyglądało jak powiedział Grzegorz, że zachowywał się „jak zwierzę”. Nawet dwie panie, które przypadkowo weszły wtedy do zakrystii, cofnęły się z przerażeniem w oczach. Grzegorz był w tym momencie nie obliczalny. Nawet nie wiedzieliśmy na ile jest niebezpieczny. Takie jego zachowanie występowało jeszcze później kilka razy.

SiF - Do czego to zachowanie można porównać? Ataku padaczki?

Ks. L. - Nie chciałbym tu przytaczać porównań do scen z filmów „Egzorcysta” czy „Omen”, ale mogę chyba powiedzieć, że tak mniej więcej to jego zachowanie wyglądało. Nie wiem Grzesiu czy mogę dokładniej powiedzieć o tych objawach?

G. - Tak. Sam zresztą powiem, że język mi się wysuwał na wielką odległość. Do dzisiaj zresztą mam z tym problem. Przykładowo jak przystępuję do Komunii to boję się jeszcze wysunąć język i wolę zostawić go za zębami.

Ks. L. - No właśnie. Językiem ruszał we wszystkie strony. Przewracały mu się gałki oczne tak, że praktycznie widoczne były same białka. Wykonywał też swoim ciałem wszystkie możliwe ruchy, szczególnie charakterystyczne były ruchy palców.

G. - Takie jakby mantrowanie.

Ks. L.. - Był wtedy nieobliczalny. Rzucało nim na wszystkie strony, walał się po podłodze czy trawie.

SiF - No dobrze. Powiedz jednak Grzegorz, od jakiego czasu czujesz u siebie poprawę; większy spokój wewnętrzny?

G. - Tamte zachowanie już minęło i mam nadzieję, że bezpowrotnie. Takie wewnętrzne uspokojenie czuję w sobie od ok. pół roku, a może i dłużej.

SiF - Jak długo trwała Wasza wizyta u Egzorcysty?

Ks. L. - Wizyta była bardzo krótka i nawet mnie to wtedy trochę przeraziło. Myśmy przyjechali do niego po południu. On nam powiedział, że ma niedługo nabożeństwo, tak więc zostało nam ok. 1,5 godz. czasu.

SiF - Wystarczyło?

Ks. L. (śmiejąc się) - nie wiem na ile wystarczyło. Bóg tylko wie co się działo w tym czasie. Modlitwa egzorcyzmu była odmawiana po łacinie. Ja i dwie osoby ze wspólnoty, którzy byliśmy przy tym obecni, odmawialiśmy wtedy różaniec. To nie było tak, że gdy opuszczaliśmy Poznań to wszystkie dręczące Grzegorza ataki radykalnie i natychmiast się skończyły. Nikt chyba na to nawet nic liczył. 

Ja przed odjazdem zostałem wyznaczony przez Egzorcystę do tego, by odmawiać modlitwy, które z natury święceń kapłańskich mi przysługują. Każdy bowiem ksiądz może w pewnym zakresie modlitwę egzorcyzmu odmawiać. Myśmy spotykali się później z Grzegorzem nawet dwa razy w tygodniu, odmawiając nad nim wskazane modlitwy.

SiF - Czy to jest jeszcze kontynuowane?

Ks. L. - Trwało to jakiś czas ale już nie występuje taka konieczność. W tej chwili Grzegorz regularnie przychodzi na spotkania wspólnoty i bierze udział w naszych wspólnych modlitwach.

G. - Czuję, że Pan Jezus uzdrowił mnie już wewnętrznie od wszelkich zranień.

SiF - No a jaką my możemy mieć gwarancję, że szatan nami nie zawładnie? Jak się przed taką ewentualnością ochronić?

Ks. L. - Na pewno nic możemy się pchać tam, gdzie znajduje się coś z pozoru niewinnego. a mającego w sobie posmak zła, niebezpieczeństwa, new age, okultyzmu, wróżbiarstwa czy magii. Niektórzy rozdzielają sobie magię na tzw. „czarną” i „białą”, ale ta granica jest bardzo płynna. Grzesiu twierdzi, że tak naprawdę sprowadza się wszystko do magii „czarnej”. Jeśli zresztą chodzi o jego przypadek to istotnym tu jest, że przyjął on tylko 1-sry stopień wtajemniczenia gdy tymczasem jest tych stopni 7-dem! Ja zupełnie sobie nie wyobrażam co by mogło być z nim dalej. Ta sprawa jest dla mnie w ogóle nie do pojęcia!

SiF - Wspomniał Ksiądz wcześniej, że otrzymał od Egzorcysty pewne modlitwy o uwolnienie. Czy może jednak odprawiać egzorcyzmy każdy przeciętny człowiek?

Ks. L. - Zdecydowanie nie! Nawet ja tego nie mogę robić, bo nie jestem egzorcystą wyznaczonym przez Biskupa. Wszystko to musi się dziać w łączności z Kościołem. Nic ma prawa „pierwszy z brzegu” człowiek uprawiać na tym polu „wolnej amerykanki” bo to by był zupełny brak odpowiedzialności. Tak jak Sakramenty święte i pewne posługi są z wyznaczenia Kościoła, to tego się trzeba trzymać. Nawet ja kapłan nie mogę wszystkiego robić dowolnie. W przeciwnym wypadku bym wpadł w ślepą uliczkę.

SiF - Czym taka postawa może grozić?

Ks. L. - Grozi to po prostu samouwielbieniem i dojściem do wniosku, że posiada się jakąś moc. Wielu już tak się zagubiło, gdyż doszli do przekonania, iż to oni sami uzdrawiają czy uwalniają. Są też tzw. „uzdrowiciele”, którzy mówią o swojej własnej mocy lub energii. Oni wprowadzają słowo „energia” na zakamuflowanie tego, że tak naprawdę chodzi im tylko o siebie. Ze to oni w tym momencie są najważniejsi.

SEKTY I FAKTY - Może jeszcze jedno pytanie. Czy jest możliwe, że osoby będące powyższym stopniu wtajemniczenia potrafiły, powiedzmy, czytać w myślach, unosić się lub czynić inne niezwykłe znaki?

G. - Mówiono nam, że nasz przywódca duchowy często praktykuje bilokacje. Ktoś miał to nawet widzieć. Powiedzmy medytuje teraz w Austrii, a u nas jest widoczny.

Ks. L. - Mnie się wydaje, że jeżeli wierzymy w osobowe istnienie szatana. wierzymy, że działa, to musimy też przyjąć iż jest on mocny. Zatem te wszystkie niezrozumiałe dla nas rzeczy jest on o stanie uczynić. Skoro jest duchem posiadającym w sobie moc to wiele potrafi zdziałać. Patrząc zresztą na przykład Grzegorza, to ja nie mam żadnych wątpliwości co do możliwości działań złego ducha. Skoro już na pierwszym etapie takie rzeczy się z nim działy...

SiF - Czy chciałby Ksiądz na zakończenie powiedzieć coś jeszcze dla naszych czytelników?

Ks. L. - Myślę. że warto zakończyć te rozmowę pewnym istotnym ostrzeżeniem Otóż dzisiaj panuje straszny mętlik jeśli chodzi o występowanie różnego rodzaju organizacji, grup, stowarzyszeń itp. Namnożyło się tego naprawdę mnóstwu Często są to małe grupki osób proponujące powiedzmy powiększenie samoświadomości. Padają przy tym początkowo barda niewinne i przyzwoite hasła. Trzeba tu jednak być ostrożnym. 

Ja nie twierdzę, że trzeba to od razu przekreślać, bo wszystko co nowe jest złe. Nie. Trzeba jednak zachować ostrożność i pytać o zdanie odpowiednie osoby. Mogą to być księża czy powiedzmy Punkty Informacji o Sektach. Szczególnie te ostatnie zbierają dane o działalności różnych grup i to jest ich baza. Pytając łatwiej rozeznać. Poza tym nie wchodźmy w niepewne. Jeżeli mamy choć minimum wątpliwości - nie wchodźmy w to! Później bowiem otwierają się przed nami perspektywy, których nie będziemy mogli udźwignąć.

SiF - Grzegorz, a co Ty byś chciał przekazać na zakończenie czytelnikom „Sekt i Faktów?”

G. - Chyba przede wszystkim to, że jakby na to nie patrzeć joga jest satanistyczna. Każda joga. Kto ją praktykuje naraja samego siebie na działanie demoniczne Pamiętajcie. Tylko Jezus jest jedynym i najlepszym Panem!

SiF - Dziękuję za rozmowę.

Sekty i Fakty - nr 5-6/2000