Wielkie mistyfikacje Randiego

Stevenowi wręczono kamerę. Ten nagrał w laboratorium kilkuminutowy film. Przy jego odtwarzaniu dr Schwartz zauważył dziwne smugi wokół sfilmowanych obiektów. Schwartz wraz z zespołem naukowców analizował film wielokrotnie i doszedł do wniosku, że w owych smugach można zauważyć projekcje myśli Stevena; twarze dzieci, obraz Jezusa, niezidentyfikowane obiekty latające. Film uznano za kolejny dowód na posiadanie przez Stevena Shaw zdolności parapsychicznych...


W roku 1979 w jednej z lokalnych gazet w Saint Louis ukazało się ogłoszenie. Jego druk zlecił miejscowy Uniwersytet Waszyngtona. Naukowcy ze świeżo otwartego przy uniwersytecie instytutu McDonnella poszukiwali w celach badawczych młodych ludzi posiadających paranormalne zdolności. 

Wielka popularność parapsychologii w latach 70-tych spowodowała, że niektóre środowiska naukowe zapragnęły poddać weryfikacji zdarzenia określana jako paranormalne. Plany ich przeprowadzenia popierały także rządy wielu krajów dając niemałe subwencje na planowane eksperymenty. 

Ku zdziwieniu sceptyków prowadzone badania często przynosiły wyniki korzystne dla badanych obiektów, czyli parapsychologów. W raportach sporządzanych przez naukowców widniały konkluzje, że określonych zjawisk nie da się wytłumaczyć racjonalnie, co było wodą na młyn wszelkiej maści telekinetyków, różdżkarzy, wizjonerów, itp. 

Badania jakie planowali przeprowadzić naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtona miały odbywać się w warunkach laboratoryjnych na wybranych obiektach, według ściśle określonego protokołu. Miało to wykluczyć możliwość oszustwa i manipulacji, dzięki czemu ich wynik mógł być uznawany za miarodajny. 

Na ogłoszenie w gazecie odpowiedziało 300 osób. Komitet badawczy wybrał dwóch młodych ludzi: 18-letnie-go pielęgniarza Stevena Shaw i 17-letnie-go ucznia Michaela Edwardsa.

Projekt Alfa
Zanim prasowe ogłoszenie o naborze kandydatów do tych szczególnych badań ujrzało światło dzienne, o projekcie laboratorium McDonnella dowiedział się James Randi. Z zawodu iluzjonista specjalizujący się w spektakularnych ucieczkach podobnych do tych jakich dokonywał mistrz Houdini, w wolnych chwilach oddawał się swemu niezwykłemu hobby: demaskowaniu oszustów twierdzących, że posiadają paranormalne zdolności. 

Randi odnosił się bardzo sceptycznie do wyników badań, które autorytetem naukowym dowartościowywały parapsychologię. Badania, które wkrótce miały się rozpocząć postanowił wykorzystać do udowodnienia kilku tez na temat zjawisk "psi". 

Postawił je dużo wcześniej, a przekonanie o ich słuszności nabierał wraz z coraz bogatszym doświadczeniem obcowania z ludźmi zajmującymi się parapsychologią. Randi w swej iluzjonistycznej praktyce zgromadził wokół siebie grono zdolnych współpracowników. Dwóm z nich: Stevenowi Shaw i Michaelowi Edwardsowi zaproponował udział w niezwykłym eksperymencie i jednej z największych mistyfikacji w dziejach nauki. Przedsięwzięcie nazwał Projektem Alfa.

Królik w kapeluszu
Na pytanie: skąd wziął się ten królik w kapeluszu?, iluzjonista odpowiada: aby wyciągnąć królika z kapelusza należy go tam najpierw włożyć. Sam Randi - pamiętając tę logiczną zawodową dewizę - zawsze był i do dziś pozostał sceptykiem co do zjawisk paranormalnych. 

Uważał większość parapsychologów za zwykłych oszustów stosujących triki iluzjonistyczne, zaś pozostałych za ludzi tkwiących w błędzie co do swoich rzekomych nadzwyczajnych zdolności. Słowem: cała parapsychologia to bujda!

Trzeba dodać, że Randi nie mówił tego bezpodstawnie. Na początku swojej kariery iluzjonistycznej występował jako Książę Ibis Telepata. Dzięki sprytnym zabiegom i współpracownikom "odgadywał ludzkie myśli". 

Randi wspomina, że choć dawał pokazy iluzjonistyczne, to w tamtym okresie zgłaszali się do niego ludzie prosząc o... uzdrowienie. Być może te fakty sprawiły, że zrozumiał jak łatwo dzięki iluzji, oszukiwaniu zmysłów, osiągnąć niebagatelny wpływ na ludzi, jak łatwo nimi manipulować i ich wykorzystywać. Być może właśnie wtedy zdecydował, że będzie walczył z oszustwem parapsychologii.

10 000 dolarów nagrody
Prawdziwe wyzwanie parapsychologom rzucił Randi w 1964 roku. Ufundował wtedy nagrodę w wysokości 10 000 dolarów dla tego, który udowodni mu, że posiada ponadnaturalne zdolności. Rękawicę rzuconą przez Randiego podnosiło wielu ale dość powiedzieć, że przez blisko czterdzieści lat nikomu nic udało się odebrać czeku podpisanego przez iluzjonistę. 

Mimo setek prób ani jedna osoba, w warunkach laboratoryjnych, nie potrafiła udowodnić posiadania ponadnormalnych zdolności. Wróżbici, uzdrawiacze, różdżkarze, wyginacze metalu, odczytywacze myśli, media kontaktujące się z duchami - niektórzy znani w świecie, prowadzący programy telewizyjne, zarabiający krocie na swojej działalności; wszystkim im udowodnił Randi oszustwo lub brak jakichkolwiek nadzwyczajnych mocy. 

Jedni wyniki próby przyjmowali z pokorą, inni swą niemoc tłumaczyli chwilową niedyspozycją, złą aurą, itp. Jako zawodowy mag był w stanie wykryć szereg sztuczek wcześniej podziwianych w świecie jako zjawiska paranormalne.

Telepaci, różdżkarze, filipińscy chirurdzy
Kim były osoby chcące zmierzyć się z Randim? Znamienną przeciwniczką pogromcy parapsychologów była mała dziewczynka twierdząca, że potrafi czytać z zawiązanymi oczyma. Umiejętność ta zyskała jej sławę. 

Randi zauważył, że czytając napisy z kartki umieszczonej na stole dziewczynka dziwnie się wygina, porusza mięśniami twarzy i unosi w lewo głowę. Gdy tylko Randi przysłonił niewielki otwór powstały dzięki jej ruchom między opaską a oczodołem całe paranormalne zdolności znikły jak bańka mydlana. 

Zadziwiające, że tak prymitywny trik sprawił, że wierzyło jej dziesiątki osób. Była to najmłodsza oszustka jaką spotkał Randi na swojej drodze. Z kolei innym razem grupa włoskich różdżkarzy koniecznie chciała udowodnić magowi, że jego sceptycyzm jest nieuzasadniony. 

Prawda jest taka - stwierdził Randi - że różdżkarze są równie skuteczni w znajdowaniu wody jak każdy, kto zechce jej szukać przy pomocy rzucania kapeluszem. Wywierćcie studnię w jakimkolwiek punkcie obszaru, gdzie występowanie wody jest geologicznie możliwe, a prawie zawsze na nią traficie.

Randi na bardzo małym obszarze ziemi zakopał rury z przepływającą przez nie wodą. Czterech uznanych we Włoszech różdżkarzy, którzy przed próbą byli w stu procentach pewni sukcesu, nie zdołało choćby w przybliżeniu określić położenia rur z wodą. 

Randi zdemaskował też tzw. filipińskich chirurgów. Ich "bezkrwawe operacje" są niezwykle popularne w paranormalnym światku. Wielu z nich gościło także w Polsce wykorzystując ciężko chore osoby do swoich szarlatańskich praktyk i dając im - za niemałą opłatą - nieuzasadnioną nadzieję. 

Na czym polega "bezkrwawa chirurgia"? "Chirurg" bez cięć skalpelem, używając tylko rąk, które "wkłada" - nie pozostawiając śladów - w ciało pacjenta, usuwa rzekomo guzy nowotworowe. W trakcie seansu pacjent nie odczuwa bólu, a po "zabiegu" na ciele pacjenta nie ma choćby śladu zadrapania. "Operację" można oglądać na żywo. 

Wygląda bardzo efektownie, przez co do niedawna filipińscy "chirurdzy" byli bohaterami setek reportaży i filmów. Obserwator widzi jak ręka "chirurga" zagłębia się w ciele pacjenta i jak po chwili wyciąga z niego strzępki tkanek mające być guzem nowotworowym. Randi dowiódł, że cała ta maskarada opiera się na zwykłym triku iluzjonistycznym. 

"Chirurdzy" potrafią tak sprytnie zgiąć palce i uciskać ciało "pacjenta", że obserwatorowi wydaje się, że rzeczywiście zatapiają rękę w jego ciele. Później pozostaje tylko wyciągnąć (np. z rękawa) wcześniej przygotowane strzępki tkanek. Randiemu udało się - wbrew woli "chirurgów" - zdobyć ich próbki. Po badaniu okazało się, że jest to... kurze mięso. Ofiary filipińskich naciągaczy badano także w klinikach. Ani w jednym przypadku guzy nowotworowe nie znikły.

Przysyła nas Randi
Randi demaskował także wyznawców teorii biorytmów, astrologów, telepatów, wywoływaczy duchów, psychokinetyków. Wyniki tych wszystkich wieloletnich eksperymentów, które zawsze kończyły się sukcesem Randiego opisał w pokaźnej książce. 

Wróćmy jednak do Projektu Alfa. Zanim podstawieni przez Randiego Steven i Michael weszli do laboratorium McDonnella nie tylko odbyli szkolenie w zakresie sztuczek iluzjonistycznych, które mogły uchodzić za zjawiska paranormalne, ale także wraz z Randim ustalili ścisłe warunki eksperymentu. 

Założono, że jeśli do stycznia 1983 roku mistyfikacja nie zostanie odkryta, Randi i współpracownicy ujawnią prawdę o Projekcie Alfa. Randi nakazał także Stevenowi i Michaelowi, że jeśli ktoś zapyta ich wprost czy stosują triki iluzjonistyczne, mają odpowiedzieć: tak, przysyła nas James Randi. 

Aż trudno uwierzyć, że przez lata trwania badań nikt nie zapytał o to Stevena i Michaela. Jednocześnie Randi, nie chcąc ułatwiać zadania swoim współpracownikom, wysłał do profesora Philipsa, fizyka z laboratorium McDonnella, szefa zespołu naukowców prowadzących badania pismo, w którym przedstawił listę uwag na temat warunków jakie muszą być spełnione, aby eksperyment rzeczywiście miał znamiona naukowości. 

Ostrzegał, że badane obiekty mogą mieć różne żądania i że nie wolno im ulegać. Proponował też udział zawodowego iluzjonisty w badaniach. Profesor Philips nie specjalnie przejął się listem Randiego przekonany, że eksperyment przygotowany jest absolutnie poprawnie. 

Randi wiedział, że to co nieistotne dla naukowców, jak choćby dodatkowe przedmioty leżące w polu badań czy brak odpowiednich oznaczeń badanych przedmiotów mogą mieć kolosalne znaczenie dla iluzjonisty.

Sława cudotwórców
Steven i Michael znakomicie sprawdzili się w wyznaczonej im roli. Oszukiwali naukowe oko na każdym kroku. Potrafili za pomocą bardziej lub mniej wyszukanych sposobów odczytywać słowa i obrazki zamknięte w kopercie, wyginać metalowe przedmioty "siłą woli", przestawiać przedmioty w zamkniętym szczelnie akwarium czy "mocą myśli" przepalać bezpieczniki w obwodzie elektrycznym. 

Przy tym znakomicie manipulowali naukowcami. Gdy nie mieli pomysłu jak dokonać "cudu", zaczynali udawać zmęczonych, głodnych, urządzali awantury, krzyczeli, że mają dość i jeśli nie odpoczną zrezygnują z badań. Tak naprawdę to oni prowadzili eksperyment.

Naukowcy zaś z coraz większym przekonaniem produkowali raporty, w których swoim i nauki autorytetem uwiarygodniali parapsychologię! Kapłani paranormalności triumfowali powołując się na wyniki naukowych badań Uniwersytetu Waszygtona. Temat kupiły media. Sami Steven i Michael stali się jednymi z najpopularniejszych parapsychologów. 

Byli zapraszani na sympozja, dawali pokazy wyginania łyżeczek, odczytywania myśli itp. Występowali w telewizji, udzielali wywiadów. Do udziału w badaniach zapraszali ich inni naukowcy interesujący się parapsychologią. Zaproszenia te chętnie przyjmowali, tak że Projekt Alfa objął też ośrodki badawcze poza Saint Louis.

Zegarek w mikrofalówce
Sposób w jaki niekiedy Steven i Michael oszukiwali naukowców musi budzić zażenowanie. Zdarzyło się, że jeden z profesorów przygotował dla nich specjalne elektroniczne zegarki zatopione w plastiku z prośbą, by wpłynęli na nie siłą woli. Podczas przerwy na śniadanie Michael niepostrzeżenie zabrał zegarek, włożył go do swojej bułki, a całość do... mikrofalówki.

Łatwo odgadnąć co było dalej; z zegarkiem zaczęły się dziać dziwne rzeczy, a naukowiec prowadzący eksperyment był przekonany, że ma do czynienia z czymś paranormalnym. 

Innym razem Stevenowi wręczono kamerę. Ten nagrał w laboratorium kilkuminutowy film. Przy jego odtwarzaniu dr Schwartz zauważył dziwne smugi wokół sfilmowanych obiektów. Schwartz wraz z zespołem analizował film wielokrotnie i doszedł do wniosku, że w owych smugach można zauważyć projekcie myśli Stevena; twarze dzieci, obraz Jezusa, niezidentyfikowane obiekty latające. 

Film uznano za kolejny dowód na posiadanie przez Stevena Shaw zdolności parapsychicznych. Jakie było faktyczne wytłumaczenie? Podczas kręcenia młody iluzjonista, wykorzystując chwile nieuwagi obserwujących go osób... napluł w obiektyw.

Oszukujemy!
28 stycznia 1983 roku dziennikarze zostali powiadomienie o wspólnej konferencji prasowej Jamesa Randiego, Stevena Shaw i Michaela Edwardsa. Ktoś, kto interesował się tematem mógł być zdziwiony tym wspólnym przedsięwzięciem pogromcy parapsychologów i uważanych za jednych z największych psychokinetyków. 

Ale największe zaskoczenie powstało, gdy na pytanie jednego z dziennikarzy: jak dokonujecie tych wszystkich rzeczy? Edwards spokojnie odparł: po prostu oszukujemy. 

Projekt Alfa został zakończony. Randi przedstawił dziennikarzom sposoby jakimi posługiwali się młodzi iluzjoniści, z dokładnymi opisami wszystkich eksperymentów uznanych za zjawiska paranormalne. Odpowiednie wyjaśnienia wysłał także do instytutów badawczych, które zajmowały się Stevenem i Michaelem oraz stowarzyszeń parapsychologicznych. 

Naukowcy zareagowali różnorako: jedni gratulowali Randiemu, inni wypierali się twierdząc, że raporty i wyniki były tylko luźnymi notatkami, jeszcze inni pomniejszali swój udział w eksperymentach lub nabrali wody w usta, kolejni oskarżali Randiego o brak etyki. 

Warto przy tym podkreślić, że Uniwersytet Waszyngtona wydał pół miliona dolarów na eksperyment. Najmniej przejęli się brawurową mistyfikacją Randiego parapsychologowie oraz ich poplecznicy i choć Projekt Alfa miał duży wpływ na rozsądne podchodzenie do tematu zjawisk paranormalnych przez wiele osób, szczególnie ze środowisk naukowych, to jednak nie zahamował - podobnie jak, niestety, cała działalność Randiego - rozwoju parapsychologii i oszustw z tym związanych. 

Miało się zresztą okazać, że Projekt Alfa nie był ostatnią demaskatorską komedią jaką wyreżyserował Randi.

Projekt Carlos
W 1988 roku do Randiego zadzwonił producent australijskiego wydania programu telewizyjnego 60 minut. Liczni oszuści mówił - podający się za uzdrowicieli, spirytystów, itp., wyciągają majątek od ludzi. Jak ich zdemaskować? - zapytał. 

Randi zaproponował kolejną mistyfikację. Stworzymy guru odparł. Do udziału w przedstawieniu zaprosił swojego przyjaciela, nowojorskiego aktora Jose Alvareza. Miał on odegrać rolę guru Carlosa, w którego ciało wcielił się wenezuelski duch liczący 2000 lat. 

Alvarez prześledził zachowania różnych popularnych wizjonerów i stworzył ich syntezę. Wspólnie z Randim napisali Księgę Objawień Carlosa, sfingowali kasetę wideo z rzekomych spotkań z wiernymi na terenie Stanów Zjednoczonych, zadbali o wcześniejsze nagłośnienie wizyty Carlosa w Australii.

Randi i Alvarez wykorzystywali sztuczki, które poznał Randi demaskując oszustów. I tak na spotkaniach Carlos, dzięki słuchawce w uchu i współpracownikom, przemieniał się w telepatę, lub za pomocą gumowej piłeczki przyklejonej do przedramienia i uciskanej w odpowiednim momencie wstrzymywał na chwile krążenie krwi, co miało być dowodem, że Carlosowi "przestaje bić serce" gdy w jego ciało wchodzi duch. 

Carlos zyskał błyskawicznie ogromną popularność. Dość powiedzieć, że przez pierwsze trzy dni tournee po Australii wystąpił w ośmiu programach telewizyjnych co jeszcze bardziej nakręciło spiralę mistyfikacji. Kulminacyjnym punktem projektu był występ w sali opery w Sydney, na który zabrakło biletów.

W foyer opery rozstawiono kramik z gadżetami związanymi z osobą Carlosa. Jak świeże bułki sprzedawały się broszury, Księga Objawieni czy łzy Carlosa. Na sprzedaż wystawiono także "kamień z Atlantydy" za... 20 000 dolarów. Trzy osoby chciały go kupić! Publiczność w trakcie spektaklu zachowywała się jak w transie.

Najbardziej bezpieczne pieniądze na świecie
Randi znowu udowodnił jak łatwo nabić ludzi w butelkę pod przykrywką parapsychologii. Zaufanie do szarlatanów, na których wzorował się Alvarez nie zna granic. Na przykład przez cały czas pobytu Carlosa w Australii nikt, łącznie z dziennikarzami nie sprawdził życiorysu guru, który siłą rzeczy był zmyślony. 

Mało tego, Carlos mówiąc przed kamerami australijskich stacji telewizyjnych o swoich spotkaniach z wiernymi w Ameryce podawał nazwy miejscowości, które nie istnieją, mówił o faktach, które nie miały miejsca. Wszyscy przyjmowali to co mówił na wiarę. Nawet po ujawnieniu przez program 60 minut mistyfikacji byli tacy, którzy nadal chętnie wyznawaliby kult Carlosa...

Randi przewidział, że tak się stanie i choć demaskowanie mechanizmów rządzących ludzką naiwnością, jak i zjawisk i obiektów "psi" sprawia mu wyraźnie satysfakcję, to mimo wszystko przeżywa gorzkie triumfy. 

Ludzie nadal masowo wierzą we wszystko, co wyobraźnia zdoła wymyślić. On sam uważa, że jego nagroda, której sumę wielokrotnie już podwyższał, zawiera kapitał najbardziej bezpieczny na świecie.

Tomasz Balon

Sekty i Fakty - nr 12 1/2002