Co nas łączy?

Aby wszyscy stanowili jedno
J 17, 21


Wielką troską Jezusa była, jest i do końca czasów będzie jedność wszystkich ludzi, a zwłaszcza jedność Jego uczniów – jedność chrześcijan. Wydawać by się mogło, że gdzie jak gdzie, ale wśród uczniów Jezusa Chrystusa jedność nie powinna stanowić żadnego problemu. Przecież istotą życia chrześcijańskiego jest stałe pogłębianie przyoblekania się w Chrystusa (G 3, 27), a tym samym coraz pełniejsze zbliżanie się wzajemne Jego wyznawców.
Tymczasem, niestety, nieomal od samego początku chrześcijaństwa obserwujemy występowanie najrozmaitszych niesnasek między naśladowcami Mistrza z Nazaretu. Bywają one mniejsze lub większe (aż do schizm bądź herezji włącznie). Trwają one krócej lub dłużej (niektóre nawet wieki całe!). – I boleśnie ranią święte Ciało Chrystusowe.

Czy tak być musi? Czy destrukcyjne podziały są może nieuchronnym losem wszystkich wspólnot ludzkich? – Ależ skądże! Bynajmniej! – Nie mówimy tutaj, rzecz jasna, o tych rozróżnieniach, które w sposób naturalny prowadzą do wzbogacania kultury ludzkiej, do tych dystynkcji, które rozbudowują i udoskonalają jedność we wielości. Przecież nie chodzi nam o żaden ciasny uniformizm, ale o wielowymiarowy pluralizm, o znajdowanie harmonijnego współdźwięczenia wielogłosowego, o Norwidowe piękne zróżnicowanie.
Biorąc w pełni pod uwagę całe bogactwo wielorakiego dorobku rodziny ludzkiej, musimy jednak przyznać, że niektóre „pociągnięcia” społeczne wyglądają co najmniej dziwnie. Jak bowiem mamy pogodzić się z faktem zaistnienia (i trwania!) niesamowitych pęknięć we wspólnotach tych ludzi, którzy próbują utożsamiać się z duchem przesłania Chrystusowego – z duchem miłości wzajemnej?

Wszak mamy ze sobą tyle wspólnego! Łączy nas ten sam chrzest. Łączy nas to samo Słowo Miłości – Chrystusowa Ewangelia święta. Łączy nas zgodne wyznawanie podstawowych artykułów wiary – przecież wszystkie denominacje chrześcijańskie uznają orzeczenia przynajmniej siedmiu pierwszych soborów powszechnych (tzw. ekumenicznych). Łączy nas jednakowy stosunek do honorowania uniwersalnych praw człowieka. Cieszymy się wszyscy bogactwem licznych pierwiastków uświęcenia i prawdy występujących powszechnie w naszych Kościołach.

Czy to wszystko nie powinno pobudzać naszych serc do intensywnych starań mających na celu rzetelne realizowanie skupiających nas wskazań naszego Pana, do gorliwego wcielania w nasze życie Jego pragnień, abyśmy wszyscy stanowili jedno (J 17, 21)? Bezwzględnie tak! – Ze wszystkich naszych sił, z całej naszej duszy dążmy do uniwersalnego przybliżania takiego stanu aktywności międzyludzkiej, żebyśmy wszyscy trwali w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach (Dz 2, 42), oraz jednomyślnie trwali w świątyni wielbiąc Boga (Dz 2, 46-47), który jest Miłością.

Ryszard Dezor