Korzenie

Bardzo popularne (żeby nie rzec modne) stały się ostatnio na świecie poszukiwania genealogiczne. Istnieje potężny zasób literatury naukowej i popularnej (jest również jedna pozycja rodzima w języku polskim, nie licząc tłumaczeń) na ten temat. Ba, są także, wyspecjalizowane w tej dziedzinie, różnojęzyczne witryny internetowe.
Wiele osób skrzętnie bada przeróżne archiwa – zarówno państwowe jak i kościelne oraz prywatne – by dokopać się do maksymalnej ilości dokumentów pokazujących dokładną historię ich rodu. Widzą one w tym postępowaniu nie tylko istotne względy poznawcze, lecz przede wszystkim honorowe ugruntowanie swoich korzeni, z których wyrosły, rozwinęły się i szlachetnie ukształtowały fundamentalne wartości ich kultury.
Jak na tym tle przedstawia się postawa niektórych Europejczyków (i Europejek!) intensywnie lansujących głośne hasła bądź kosmopolitycznej globalizacji Europy, bądź jej całkowitej bezideowości moralnej i zupełnie deprecjonujących chrześcijańskie korzenie naszego kontynentu? – Czy taka tendencja pozostaje w jakiejś zgodzie ze wspomnianymi wyżej dążeniami do głębokiego analizowania i doceniania swojej genealogii?
Ależ bynajmniej! – Co więcej, widać w niej zdecydowaną skłonność do jakiejś makabrycznej, wręcz masochistycznej regresji kulturowej! – Jak można bowiem tak łatwo wyrzekać się swoich autentycznych korzeni? – Jak można zaprzeczać wartościowemu dorobkowi wielu pokoleń, borykających się z wielkim trudem przy budowaniu zrębów godnego społeczeństwa romańskiego, anglosaskiego, nordyckiego, germańskiego, czy słowiańskiego? – Czy nie zakrawa to na jawną kpinę ze zdrowego rozsądku?
Niestety, są ludzie, dla których nie liczą się fakty. Dla których ważniejsza jest wydumana „poprawność polityczna” i cenniejszym celem schlebianie niskim gustom „elitki”. Są ludzie, którym wydaje się, że wyrośli z nikąd, że przyznawanie się do swoich chrześcijańskich korzeni uwłacza ich godności, że kultura chrześcijańska „wypadła sroce spod ogona”, że trzeba udawać, iż prawdziwa wielkość Europy zaczyna się nie wcześniej niż okres tak zwanego Oświecenia (a w gruncie rzeczy, tak naprawdę, dopiero od zaawansowanego liberalizmu), podobnie jak dla niektórych historia Europy rozpoczynała się dopiero od Rewolucji Francuskiej, jeżeli nie od „Wielkiej, Październikowej Rewolucji Socjalistycznej”.
Smutne to, a czasami wręcz przerażające. Jakimiż to przewrotnymi meandrami potrafi wędrować niekiedy ludzka myśl, pełna wyniosłej pychy wobec jawnej rzeczywistości autentycznego dobra i przesycona duchem bezwzględnej pogardy dla szlachetnej prostoty nauczania Chrystusowego, głoszącego absolutny prymat Miłości?
Nie przerażajmy się jednak tymi katastroficznymi obrazami. Miejmy zawsze nadzieję w Panu i w Jego Wszechmocnej Opatrzności. Pozwólmy swobodnie działać Duchowi Świętemu i spokojnie (aczkolwiek bynajmniej nie biernie) czekajmy na błogosławione owoce tego działania, w których objawia się cała pełnia Łaski Bożej, nigdy nie kwestionującej rzeczywistego wkładu wszelkich społeczności ludzkich w ubogacający całą rodzinę człowieczą dorobek kulturalny każdego narodu, na każdym kontynencie, podczas naszej ziemskiej drogi ku Ojcu.

Ryszard Dezor