Byłam złym i próżnym człowiekiem

Byłam złym i próżnym człowiekiem. Z niewinnym uśmiechem na twarzy dopuszczałam się kłamstw, dokonałam aborcji, zachłannie szukałam uznania w oczach innych ludzi, postępując tak jakby Bóg nie istniał. Bo chyba tak naprawdę w Niego nie wierzyłam. Spełniały się kolejno moje marzenia ale ciągle było coś nie tak. Chyba sama nie wiedziałam czego chcę... I wtedy Bóg powiedział mi "stop".

Zaczęłam tracić wszystko co otrzymałam, a co w moim odczuciu było moją zasługą... zdrowie, spokój, przyjaciół, męża, dzieci, dom, pracę. Zaczęłam buntować się, udowadniać, walczyć na oślep... Trwało to kilka lat. Nadszedł wreszcie moment gdy zaczęłam cokolwiek rozumieć, zaczęłam zastanawiać się nad sensem życia.

Zadawałam sobie niejednokrotnie pytanie "co jest dla mnie najważniejsze?"- nie znałam odpowiedzi. Każda była fałszywa, taka na chwilę. Przymusowa bezczynność, prawie całkowite ubezwłasnowolnienie spowodowane stanem zdrowia (głównie psychiki), pozwoliły mi odkryć Boga, pozwoliły dostrzec Jego miłość i moje błądzenie. Pojawiła się wtedy odpowiedź na moje pytanie. Najważniejsze jest posłuszeństwo Bogu i Jego przykazaniom.

Realizacja dekalogu okazała się o wiele trudniejsza niż myślałam. Wieloletnie nawyki, kłamstewka, zabieganie o względy i uznanie, o pochwały... Modliłam się o siły by się wydźwignąć z dotychczasowego życia.

Z Bożą pomocą jestem już innym człowiekiem, pogodnym, spokojnym i ufnym. Miewam, rzecz jasna, swoje słabości, przestałam się jednak bać ludzi. Czuję Ojcowską rękę, czuję opiekę Matki. Poznałam moc modlitwy i zawierzenia. Czuję się wreszcie kochana. Spełniło się największe marzenie mojego życia, odnalazłam największą miłość, dzięki której uczę się kochać ludzi.

Chciałabym zarazić cały świat tym uczuciem, radością z każdego dnia, każdego doświadczenia, nawet tego bolesnego. Po czasie okazuje się, że to właśnie szkoła życia, szkoła miłości, wierności. Uczę się wymagać w pierwszej kolejności od siebie, i zamiast obwiniać innych - nieść im pomoc. Życzliwość, uśmiech, podarowane drugiemu człowiekowi zmieniają go na lepsze i wracają do nas w dwójnasób, przysparzając jeszcze większej radości.