Błogosławiony Przystanek Woodstock

Błogosławiony Przystanek Woodstock?!

Rafał Szymkowiak OFMCap
Różne są opinie o Przystanku Woodstock. Ja chciałbym dać świadectwo tego, że i tam przez posługę tysiąca ludzi, którzy tworzą „Przystanek Jezus”, Bóg rozlewa błogosławieństwo swej łaski.

Woodstock 1969 stał się dla wielu ludzi symbolem pewnego buntu wobec rzeczywistości. Wojna w Wietnamie, przemiany gospodarcze i społeczne, które miały miejsce w tych latach w Stanach Zjednoczonych, nie przez wszystkich były akceptowane. Szczególnie pokolenie „dzieci kwiatów” nie mogło zgodzić się z ówczesnym stanem rzeczy. Aby wyrazić między innymi swoje niezadowolenie i dać wyraz alternatywnym rozwiązaniom bolączek tamtego czasu, pięćset tysięcy młodych ludzi zgromadziło się na farmie w Bethel niedaleko Woodstock.

W Polsce Przystanek Woodstock organizowany jest od 1995 roku. Różne są opinie o tej imprezie. Ja chciałbym dać świadectwo tego, że i tam przez posługę tysiąca ludzi, którzy tworzą  „Przystanek Jezus”, Bóg rozlewa błogosławieństwo swej łaski.

Wśród tysięcy młodych ludzi przyjeżdżających na tę wakacyjną imprezę od czasu do czasu pojawia się sutanna lub osoba w koszulce z napisem „Bóg jest!”. Okazuje się bowiem, że to miejsce koncertów może być także miejscem spotkania Boga. Młodzież często pyta: –Dlaczego brat tutaj przejeżdża? Odpowiedź jest prosta: – Jestem tutaj, ponieważ wy tu jesteście! Chcę wam opowiedzieć o moim doświadczeniu Boga. – Czy brat chce nas nawracać? – zadają kolejne pytanie, jednocześnie zaciskając pięści. Widzę, jak wielu z nich myśli, że przyjeżdżam ich nawracać, tak jakby byli gorszymi dziećmi Boga. Nie chcę ich zmieniać! Najpierw chcę z nimi być, wysłuchać, zrozumieć, a dopiero na końcu pomóc, jeżeli oczywiście o taką pomoc bez jakiegokolwiek przymusu poproszą.

Kiedyś na polu woodstockowym podeszła do mnie dziewczyna z prośbą o spowiedź. Zapytałem, kiedy ostatni raz przystąpiła do sakramentu pojednania. Odpowiedziała, że właśnie tutaj, rok temu. Zdziwiło mnie to, zwłaszcza że jako powód podała obecność na Przystanku Woodstock młodych, rozumiejących młodzież księży.

Oczywiście nie jest to takie proste, a postawa służby i przywracania człowieka do wspólnoty z Bogiem wymaga cierpliwości i pokory, które wypływają z miłości. Młodzi ludzie sprawdzą natychmiast, ile tej ostatniej jest w księżach, którzy przyjeżdżają do Kostrzyna. Pole woodstockowe jest sprawdzianem miłości, a nie sprawdzianem opanowania doktryny chrześcijańskiej. W zeszłym roku podszedł do mnie chłopak i poprosił, żebym podzielił się z nim kupioną przed chwilą drożdżówką. Byłem głodny, bo sam od rana nic nie jadłem. To jest sprawdzian! Dlatego też każdy dzień zaczynam od dwugodzinnej adoracji i Mszy Świętej. Jeżeli tego zabraknie, wyjście na pole woodstockowe wydaje się bez sensu. Oczywisty jest także stan łaski uświęcającej.

Moją posługę zaczynam od drugiej popołudniu. Wszyscy budzą się po nocy zabawy, koncertów i… Niektórzy jeszcze trzeźwieją, ale są i tacy, którzy nie trzeźwieją przez cały czas trwania imprezy. Z nimi trudno rozmawiać, choć są najbardziej otwarci. Oczywiście krzywdzące byłoby uogólnianie. Część woodstockowiczów bowiem właśnie tam po raz pierwszy spotyka się z możliwością porozmawiania z kapłanem w cztery oczy. Często słyszę ich słowa zdziwienia: – Można się spowiadać bez konfesjonału? Z księdzem można tak normalnie rozmawiać. Niekiedy nawet uśmiech i żart staje się powodem zdziwienia. Jest to dowód na to, że często w tych młodych ludziach zaszczepiona jest wizja Kościoła jako skostniałej instytucji, w której nic się nie dzieje lub nic nie zmieniło od dwudziestu wieków, a ludzie ją tworzący są smutasami bez iskry życia.

Pamiętam, jak zaskoczona była pewna dziewczyna, która nie wiedząc, co zrobić ze swoim życiem, przyjechała na Przystanek Woodstock i pierwszą rzeczą, która jej się rzuciła w oczy, był biały krzyż postawiony na woodstockowym polu, tańczący wokół niego młodzi luzie oraz kapłani spowiadający i rozmawiający z nimi. Kiedy podszedłem do niej i zaproponowałem rozmowę, a później spowiedź, była w szoku. Bóg wyciągnął ją z prostytucji w momencie, w którym się najmniej spodziewała. Na dodatek okazało się, że w grupie ewangelizacyjnej znaleźli się ludzie z jej miasta i pomogli jej później stanąć na nogi.

Takich spotkań i rozmów jest wiele! Jedne bardziej owocne, inne mniej. Każdy dzień przynosi coś nowego. Kiedy o drugiej w nocy wracałem do swego namiotu rozbitego pod kościołem, dziękowałem Bogu za wielkie dzieła Jego miłości. Zmęczony, ale szczęśliwy zasypiałem, aby następnego dnia obudzić się z nowymi siłami i dalej być z tymi, do których z pewnością przyszedł Jezus.

Jako chrześcijanie nie możemy zapomnieć, że naszym obowiązkiem jest wyjście z Ewangelią do ludzi, którzy jej potrzebują. Nie można się zamknąć w czterech ścianach parafialnego kościoła lub w swojej wspólnocie i nie widzieć tego, że obok są ludzie, którzy naprawdę potrzebują Boga. I to Boga miłości, który pochyla się nad poranionymi. Nie trzeba jechać aż na Przystanek Woodstock, aby czynić taką posługę. W każdym mieście są miejsca, gdzie ludzie żyją tak, jakby Boga nie było. Potępienie i napiętnowanie ich nic nie zmienia. Trzeba iść z Ewangelią i przez miłość zmieniać to, co wydaje się już martwe.  

„Głos Ojca Pio” (39/2006)