Być matką, być ojcem
Szkoła dla rodziców
Niektórzy mówią, że wychowanie dziecka zaczyna się dwadzieścia lat przed jego… narodzeniem. Czy trzeba uczyć się jak być dobrą matką, dobrym ojcem? Czy tego w ogóle można się nauczyć?
- Zabieramy się do roboty – mówi Jolanta Basistowa, założycielka i pomysłodawczyni Szkoły dla Rodziców i Wychowawców w Krakowie. - Mam do was dwa pytania: Z jakimi uczuciami przychodzę dzisiaj? i Czego oczekuję po dzisiejszych zajęciach?
Jako pierwsza głos zabiera Agnieszka: -Czuję się bardzo zabiegana i zmęczona. Mimo że już dosyć dużo dowiedziałam się na temat złości, to jednak radzenie sobie z nią nadal sprawia mi trudności. - Przychodzę z uczuciem zaciekawienia i „na luzie”, bo dzieci akurat wyjechały z domu. Chciałabym dowiedzieć się, jak radzić sobie ze złością, ponieważ wszelkie metody, które staram się stosować przy wychowywaniu dzieci, o nią się rozbijają – mówi Jolanta. - Przychodzę z uczuciem bezsilności, ponieważ środki, które stosuję wobec mojego syna, skutkują tylko do pewnego czasu. Obserwuję, że panuję nad złością tylko do pewnego momentu, a potem już nie. Mam nadzieję, że po tym spotkaniu będę mógł nad nią zapanować – mówi Jacek. - Ja oscyluję między dwoma opcjami zachowania – wypowiada się kolejna mama – albo ją tłumię, ale wtedy złość zostaje we mnie i czuję się z tym źle, cała spięta, albo wpadam w furię. Oczekuję znalezienia innego rozwiązania.
Poznaj swoje emocje
Pani Jolanta Basistowa, liderka szkoły, rozdaje formularz zatytułowany: „Moja złość”. Zawiera on pytania dotyczące opisu własnej złości oraz sytuacji, w których się ona pojawia. W ten sposób pomaga uczestnikom przeanalizować własne zachowania podczas przeżywania złości i agresji. Uczestnicy wypełniają formularze w małych grupach. Robi się gwarno. Prace trwają około 45 minut.
Pani Jola prosi o wypowiedź wszystkie osoby, które po tym ćwiczeniu dowiedziały się czegoś nowego o swojej złości.
Elżbieta: - Zaskoczyło mnie, że mogę znieść, gdy inni są na mnie źli. A kiedyś było to dla mnie bardzo trudne.
Weronika: ‑ Uświadomiłam sobie, czego oczekuję od osób, które denerwuję. Chciałabym, aby przedstawiły mi w punktach: czym ich tak denerwuję i co robię źle? Wtedy pojawi się płaszczyzna porozumienia i będzie można wprowadzić zmiany. Odkryłam, że mogę to oczekiwanie wyrazić wobec męża i dzieci.
Kamila: - Odkryłam, że w momencie narastania we mnie złości, bardzo podobałoby mi się, gdyby mój mąż uśmiechnął się i powiedział: Chwileczkę, uspokój się, ja cię rozumiem. Gdyby wziął mnie za rękę, zatrzymałby tę falę złości. Może spokojnie porozmawialibyśmy o tym. Oczekiwałabym, żeby ten moment przerwał łagodnością. Pani Jola podsumowuje wypowiedź, pomaga nazwać oczekiwania: - Jak zrozumiałam, w geście męża oczekiwałabyś czułości? - Tak – pada odpowiedź.
– Tego typu pytania służą przede wszystkim temu, żeby zajrzeć w głąb siebie. Są pretekstem do zastanowienia się nad sprawami, nad którymi zwykle nie macie okazji pomyśleć – mówi prowadząca spotkanie.
Naucz się nowego języka
Rodzice, zmęczeni wymagającymi sporego zaangażowania warsztatami, mają przerwę – częstują się ciasteczkami i herbatą. Panuje radosny nastrój, słychać śmiechy. W czasie wolnym rozmawiam z liderką szkoły, Jolantą Basistową, i jej najbliższymi współpracownikami. - Jak to się stało, że zaangażowała się pani w tworzenie szkoły? – pytam.
Jolanta Basistowa (psycholog, uzyskała Międzynarodowy Certyfikat w zakresie szkolenia, uczenia się i rozwoju na Thames Valley University w Londynie, posiada tytuł lidera programu Szkoła dla Rodziców i Wychowawców, ma trzy córki): - Co prawda mam wykształcenie psychologiczne, ale nie było ono wystarczające w kontaktach z dziećmi. Zaczęłam szukać jakichś inspirujących, nowych sposobów docierania do nich. Pierwszym ważnym momentem było uczestnictwo w rekolekcjach dla małżeństw, na których uczono sztuki dialogu. W połowie lat osiemdziesiątych trafiłam na książki Thomasa Gordona. Przeczytałam wówczas „Wychowanie bez porażek”. Później ukazała się książka – bezkonkurencyjna na rynku – „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”, autorstwa Adele Faber i Elaine Mazlish. Napisały one cały cykl książek, które wywodzą się z tego samego pnia – psychologii komunikacji: „Rodzeństwo bez rywalizacji”, „Wyzwoleni rodzice, wyzwolone dzieci”…
Maria Karwowska (prowadzi kursy podstawowe, matka czwórki dzieci): - Ja również nie radziłam sobie z wychowywaniem dzieci tak, jak tego chciałabym. Przeczytałam książki, według których prowadzona jest szkoła. Dwukrotnie próbowałam wyniesione z lektury metody wprowadzać w życie, ale za każdym razem stwierdzałam, że może się to udać, ale nie w przypadku moich dzieci. Dopiero później miałam okazję wziąć udział w prowadzonym przez szkołę kursie podstawowym. Wtedy zrozumiałam, że dopiero uczestniczenie w warsztatach daje jakąś umiejętność, że nie da się tylko przeczytać o metodach, a dalej wszystko pójdzie gładko. Wówczas coś zaczęło się udawać. Zrezygnowałam z klapsów. Nauczyłam radzić sobie tak, że nie były one konieczne.
- Rozumiem, że szkoła była pani potrzebna – wtrącam – by przećwiczyć teorię w praktyce. Dlaczego jeszcze rodzice powinni skorzystać z proponowanych tutaj zajęć?
- By nauczyć się metod, które pozwalają radzić sobie z wychowywaniem dzieci. Wtedy nie jest potrzebny ani psycholog, ani użalanie się nad trudnym losem rodziców.
- Czy szkoła spełniła Pani oczekiwania?
- Od razu na kursie podstawowym dowiadujemy się, że dostaniemy narzędzia, dzięki którym będziemy potrafili lepiej radzić sobie z pojawiającymi się problemami.
Jolanta Basistowa: - Szkoła dla Rodziców i Wychowawców rozpoczyna się kursem podstawowym (3,5 godziny, raz w tygodniu). Podczas spotkań, których jest sześć, douczamy się tego, czego zabrakło w naszych domach – pomagamy rodzicom uświadomić sobie ich cele wychowawcze. Warsztaty uczą słuchania dziecka przy jednoczesnym wsłuchiwaniu się we własne uczucia; rozpoznawania kwestii: do kogo należy problem, a więc czyimi uczuciami należy zająć się w pierwszej kolejności; radzenia sobie w trudnych sytuacjach; sposobów wpajania dzieciom samodyscypliny, zdecydowanie bardziej skutecznych od stosowania wobec nich systemu kar; zwrócenia uwagi na inspirujące dowartościowywanie oraz umiejętnego zachęcania dzieci do współpracy. Kontynuacją kursu podstawowego są zajęcia w grupach wsparcia.
Agnieszka Zygmunt (pedagog, prowadzi kursy podstawowe, matka szóstki dzieci): - Proponowane przez szkołę metody są o tyle trudne, że trzeba nauczyć się nowego języka. I jeszcze odzwyczaić się od tego, którym mówiło się do tej pory.
- Co jest misją tej szkoły? – pytam.
- Ustawienie relacji w rodzinie w taki sposób, by były zaspokajane potrzeby i rodziców, i dzieci. Należy zacząć od nazywania uczuć i mówienia o nich dzieciom oraz zachęcania ich, aby postępowały podobnie. Trzeba jednak pamiętać, że mówienie o emocjach nie może ranić drugiej osoby. Natomiast zaprzeczanie uczuciom jest bardzo niebezpieczne. Nasza szkoła nie propaguje wychowania bezstresowego, nam chodzi również o nauczenie rodziców stawiania granic, które są konieczne do tego, żeby dziecko czuło się kochane.
Bądź wrażliwy jak dziecko
Kończy się krótka przerwa. Powoli wycisza się gwarna dotąd sala szkoleniowa. Jolanta Basistowa wręcza uczestnikom spotkania kolejną kartkę, tym razem zatytułowaną: „Jak radzić sobie z własnymi uczuciami?”. Jest to miniwykład, który pani psycholog za chwilę barwnie rozwija. Mówi, że złość należy wyrażać, wydobywać ją z siebie, gdyż może ona motywować do działania. Najbardziej porusza mnie zdanie, które wyczytałam z konspektu:Potraktuj siebie z taką samą uwagą i czułością jak swoje dziecko. Jak bardzo powinniśmy troszczyć się o siebie? Przychodzi mi do głowy skojarzenie z przykazaniem: Kochaj bliźniego swego jak siebie samego.
Jola Basistowa zaznacza, że metodą bardzo pomocną w radzeniu sobie z emocjami jest nazywanie ich i zapisywanie. Można np. napisać list do osoby, do której czujemy złość. Liderka dzieli się swoim doświadczeniem, wnioskami, jakie wyciągnęła po przeanalizowaniu trudnych dla siebie sytuacji:- Zobaczyłam prostą zależność: nadchodzi godzina 22.00 i ja właściwie jestem „nie do użytku” dla swoich dzieci. Mogę wywiesić karteczkę, że „mama nieczynna od 22.00, bo jest zmęczona”. Na pewno wtedy nie podejmuję żadnych decyzji. Kilka lat zajęło mi zorientowanie się, jak działa mój organizm.
Złość się, ale nie rań
Następuje kolejne ćwiczenie. Uczestnicy warsztatów, pogrupowani w pary, mają opowiedzieć sobie historię, która zaczyna się od słów: Okropnie się zezłościłam, kiedy... Prowadząca spotkanie przypomina, aby pamiętać o zachowaniu granic w odkrywaniu siebie przed drugim człowiekiem, by później nie czuć się z tym źle. Mija czas ćwiczenia. Rodzice otrzymują kartki z poradami dotyczącymi następujących kwestii: „Jak wyrażać swój gniew i złość, nie ubliżając dziecku” oraz „Metody wyrażania gniewu i złości w zależności od ich nasilenia”. Jola Basistowa szeroko referuje przedstawione na piśmie metody w taki sposób, żeby nie było wątpliwości co do tego, jak je stosować.
Rodzice podają przykłady realizacji w codziennym życiu zaproponowanych przez liderkę metod. Pada propozycja: - Nie wolno używać brzydkich słów!
Jola koryguje pomysł: - Spróbuj wyrazić to pozytywnie. Powiedz raczej, co wolno i należy mówić.
Mimo dającego się już odczuć zmęczenia uczestników i prowadzącej, nastrój w miarę upływu czasu jest coraz radośniejszy. Jedna z pań zadaje pytanie: - A jak przerobić zdanie: Marudom wstęp wzbroniony? Jestem zła, gdy marudzisz. Tak będzie lepiej?
- Spróbuj powiedzieć, co ty czujesz w momencie, gdy dziecko marudzi, bo ciebie to denerwuje – radzi Jola.
Ktoś inny pyta, jak radzić sobie w sytuacji, kiedy dziecko przedrzeźnia rodziców. - Możesz np. powiedzieć: Denerwuje mnie, gdy powtarzasz moje słowa. Nie lubię, gdy mnie przedrzeźniasz. Czuję się poniżona małpowaniem.Pani Jola odgrywa wtedy rolę dziecka po to, by uzmysłowić rodzicom, w jaki sposób ono reaguje. Stara się pokazać emocje, jakie zwykle pojawiają się w konfliktowych sytuacjach.
Zbliża się godzina 20.30. Pada ostatnie pytanie prowadzącej dzisiejsze warsztaty: - Co wyniosłem z dzisiejszych zajęć? Każdy ma możliwość wypowiedzenia się.
- Dobrze było usłyszeć, że nie tylko ja jestem taką „wścieklizną” –mówi, uśmiechając się Agnieszka.
- Dla mnie najważniejsza była informacja, żeby nie tłumić swoich negatywnych uczuć, bo może się to później skończyć silnym wybuchem złości –dodaje Jacek.
Ewie zaś najbardziej zapadło w pamięć stwierdzenie, że umiejętne wyrażanie złości jest ukłonem w stronę człowieczeństwa swojego i tej drugiej osoby.
Po co to wszystko
Po zajęciach udaje mi się jeszcze porozmawiać z Marcinem Kwiatkowskim, jednym z rodziców biorących udział w warsztatach. Marcin z wykształcenia jest prawnikiem, a prywatnieojcem 3-latka. Interesuje mnie, dlaczego zdecydował się zapisać do Szkoły dla Rodziców.
- Po pierwsze, polecili mi ją znajomi, którzy wcześniej uczestniczyli w prowadzonych tutaj kursach. Po drugie, mieliśmy z żoną konkretne problemy z naszym synem. Zastanawialiśmy się, jak z nim rozmawiać, żeby nie stosować krzyku i gróźb. Nie podobały się nam kary jako element wychowywania dzieci, ale jednocześnie nie wiedzieliśmy, czy jest możliwe wychowanie bez karania. Dopiero szkoła pokazała nam, w jaki sposób osiągnąć partnerską komunikację z dzieckiem. Zacząłem zwracać uwagę na takie subtelne sprawy jak wyrażanie się pozytywne, a nie negatywne. Szkoła inspiruje do zmiany postępowania. Ona otwiera nowe obszary.
Szkoła dla Rodziców i Wychowawców w Krakowie powstała w 1996 roku i początkowo działała przy Centrum Formacji Kultury Chrześcijańskiej. Od 2001 roku związała swą działalność z Dominikańskim Ośrodkiem Wspierania Rodziny.
Pomysłodawczynią szkoły jest Jolanta Basistowa – psycholog. Stale współpracują z nią: Jadwiga Prokop – psycholog, Agata Pasieczny – nauczycielka oraz kilkanaście innych osób.
Dla Dominikańskiego Ośrodka Wspierania Rodziny charakterystyczna jest możliwość uczestniczenia w grupach wsparcia (poza Krakowem nigdzie w Polsce nie prowadzi się tego typu spotkań). Warsztaty odbywają się raz w miesiącu. Prawie trzyipółgodzinne spotkania mają charakter tematyczny, edukacyjny. Pracuje się na nich nad takimi tematami jak: „Dialog w rodzinie – technika czy styl”, „Wytrwałość i cierpliwość podstawowymi cechami rodziców” itp. W warsztatach dla grupy wsparcia mogą uczestniczyć osoby, które ukończyły kurs podstawowy.
Opłata za kurs podstawowy wynosi 150 zł (od małżeństwa liczy się jak za jedną osobę), zaś za uczestnictwo w spotkaniu grupy wsparcia każdorazowo trzeba zapłacić 20 zł. Do tej pory około 3,5 tysiąca rodziców uczestniczyło w kursie podstawowym, a około 30% z nich wzięło udział w zajęciach grup wsparcia.
Szkoła dla Rodziców i Wychowawców
przy Dominikańskim Ośrodku Wspierania Rodziny
Opublikowano za zgodą