II. OSOBA A MIŁOŚĆ - Analiza metafizyczna miłości cd
Jest to problem osobny, jakże ważny w całej miłości pomiędzy kobietą a mężczyzną, jakże ważny w małżeństwie. Warto tu przypomnieć to, co na temat wzajemności powiedział już Arystoteles w swoim traktacie o przyjaźni (Etyka Nikomachejska ks. VIII i IX). Zdaniem Arystotelesa wzajemność może być różna, a decyduje o tym charakter dobra, na którym opiera się wzajemność, a wraz z nią i cała przyjaźń. Jeśli jest to dobro prawdziwe (dobro godziwe), wzajemność jest czymś głębokim, dojrzałym i poniekąd niewzruszalnym. Gdy natomiast o wzajemności stanowi tylko korzyść, użytek (dobro użyteczne) lub przyjemność, wówczas jest ona czymś płytkim i niestałym. Istotnie, jakkolwiek wzajemność jest zawsze czymś "pomiędzy" osobami, to jednak w zasadniczej mierze zależy ona od tego, co wnoszą w nią obie osoby. Stąd też pochodzi to, że każda z osób, zarówno y, jak i y, traktuje wzajemność w miłości nie jako coś, ponad-osobowego, ale jako coś na wskroś osobistego.
Otóż - nawiązujemy do myśli Arystotelesa - jeśli tym, co wnoszą obie osoby w miłość wzajemną, jest ich miłość osobista, ale miłość o pełnej wartości etycznej, miłość-cnota, to sama wzajemność nabiera cech gruntownej stałości, pewności. Tym się tłumaczy owo zaufanie do drugiej osoby, które uwalnia od podejrzenia i od zazdrości - zaufanie, które tak bardzo stanowi o tym, że miłość jest prawdziwym dobrem dwojga ludzi. To, że można na drugim człowieku polegać, myśleć o nim jako o przyjacielu, który nie zawiedzie, jest dla tego, kto kocha, źródłem pokoju i radości. Pokój i radość to owoce miłości bardzo blisko związane z samą jej istotą.
Jeżeli natomiast tym, co wnoszą obie osoby w miłość wzajemną, jest tylko lub przede wszystkim pożądanie, nastawione na to, aby użyć, aby szukać przyjemności, to i sama wzajemność nie posiada tych cech, o których w tej chwili mowa. Nie można mieć zaufania do drugiego człowieka, skoro się wie lub bodaj czuje, że jest on nastawiony tylko na użycie oraz na przyjemność jako na jedyny cel. Nie można również mieć tego zaufania, skoro samemu jest się na to przede wszystkim nastawionym. W tym miejscu "mści się" niejako owa szczególna właściwość miłości, mocą, której tworzy ona wspólnotę między-osobową. Wystarczy, aby jedna z osób wniosła nastawienie utylitarne, a już problem "miłości wzajemnej" rodzi wiele podejrzeń i zazdrości. Podejrzenia i odruchy zazdrości płyną, co prawda często ze słabości człowieka. Ludzie, którzy w swą miłość nawet przy całej słabości wnoszą jednak prawdziwą dobrą wolę, są to ci, którzy wzajemność starają się oprzeć na "dobru godziwym" - na cnocie, może jeszcze niedoskonałej, niemniej - rzeczywistej. Życie wspólne daje im stałą sposobność sprawdzania swej dobrej woli i dopełniania jej przez cnotę. Życie wspólne staje się jakby szkołą doskonałości.
Inaczej jednak, gdy obie osoby, lub bodaj jedna z nich, wnoszą w "miłość wzajemną" tylko nastawienie konsumpcyjne. Kobieta i mężczyzna mogą sobie wzajemnie dostarczyć przyjemności natury seksualnej, mogą być wzajem dla siebie źródłem różnorodnych korzyści. Jednakże sama przyjemność i rozkosz zmysłowa nie jest dobrem zespalającym i jednoczącym ludzi na dłuższą metę, jak to niezwykle trafnie ustalił Arystoteles. Kobieta i mężczyzna - jeżeli o ich "wzajemnej miłości" stanowi sama tylko przyjemność lub korzyść - będą zespoleni z sobą tak długo, jak długo będą dla siebie wzajemnie źródłem tej przyjemności lub korzyści, jak długo będą jej sobie wzajem dostarczać. Z chwilę, kiedy to się skończy, skończy się też właściwa racja "miłości", pryśnie złudzenie wzajemności. Nie może być, bowiem prawdziwej wzajemności opartej tylko na pożądaniu lub na postawie konsumpcyjnej. Postawa taka nie szuka, bowiem właściwego sobie wyrazu w postaci miłości wzajemnej, ale szuka tylko zaspokojenia, nasycenia. Jest ona w gruncie rzeczy tylko i wyłącznie egoizmem, a wzajemność musi zakładać u obu osób altruizm. Nie może powstać prawdziwa wzajemność z dwóch egoizmów, może z nich powstać tylko chwilowy lub, co najwyżej okresowy pozór wzajemności.
Wynikają stad dwa wnioski, jeden o znaczeniu raczej teoretycznym, drugi - bardziej praktycznym. Wniosek pierwszy: w świetle rozważań na temat wzajemności widać, jak bardzo potrzebna nam jest analiza miłości nie tylko pod kątem psychologicznym, ale przede wszystkim pod kątem etycznym. Wniosek drugi, praktyczny: należy zawsze dobrze "sprawdzić" miłość, zanim się ją wzajemnie oświadczy, a zwłaszcza zanim się ją uzna za swe powołanie i zacznie na niej budować życie. Sprawdzić trzeba mianowicie to, co jest "w" każdej z osób współtworzących tę miłość, a w konsekwencji też to, co jest "pomiędzy" nimi: Trzeba ustalić; na czym opiera się wzajemność i czy nie jest to tylko pozór wzajemności. Miłość, bowiem może przetrwać tylko jako jedność, w której zaznacza się dojrzałe "my", a nie przetrwa jako zestawienie dwu egoizmów, w którego osnowie zaznaczają się dwa "ja". Miłość ma strukturę międzyosobowej wspólnoty29 .
Od sympatii do przyjaźni
Trzeba nam z kolei spojrzeć na zagadnienie ludzkiej miłości w innym jeszcze aspekcie. Jakkolwiek spojrzenie to mocno już nawiązuje do analizy psychologicznej, to jednak umieścimy je jeszcze w ramach tej pierwszej części rozdziału, w której zajmujemy się ogólną analizą miłości. Słowo "sympatia" jest pochodzenia greckiego, składa się z przedrostka syn (wraz z kimś) oraz rdzenia pathein (doznawać). Dosłownie, więc sympatia oznacza tyle, co "współ-doznawanie". Znaczenie wyrazu wskazuje na dwa momenty, które zawierają się w sympatii, a to na moment pewnej wspólności czy też wspólnoty, wyrażonej przedrostkiem, oraz na moment pewnej bierności ("doznawać"), wyrażonej rdzeniem. Z tej racji sympatia oznacza przede wszystkim to, co "się dzieje" pomiędzy ludźmi w dziedzinie ich uczuć - to, przez co przeżycia emocjonalno-afektywne łączą ludzi. Trzeba przy tym wyraźnie zaakcentować, że to dzieje się" z nimi, a nie - że jest ich dziełem, owocem aktów woli. Sympatia jest raczej przejawem, doznawania niż działania: ludzie ulegają jej w sposób nieraz dla siebie niezrozumiały, a wola zostaje wciągnięta w orbitę wzruszeń i uczuć, które zbliżają człowieka do człowieka bez względu na to, czy jeden z nich świadomie wybrał drugiego jako przedmiot miłości. Sympatia to miłość czysto uczuciowa, w której decyzja woli i wybór nie odgrywają jeszcze właściwej roli. Wola, co najwyżej przyzwala na fakt sympatii oraz na jej kierunek.
Jakkolwiek etymologicznie sympatia zdaje się, mówić o miłości uczuciowej "pomiędzy" osobami, to jednak często myśli się i mówi o sympatii "do" jakiejś osoby. Kiedy osoba jakaś jest mi sympatyczna, wówczas w moim polu odczuwania znajduje się ona jako "przedmiot", któremu towarzyszy pozytywny wydźwięk uczuciowy, a wydźwięk ten oznacza równocześnie jakieś "plus" dla samej osoby. Owo "plus" rodzi się wraz z sympatią i wraz z nią też może obumrzeć, zależy ono, bowiem właśnie od uczuciowego nastawienia do tej osoby, która jest przedmiotem sympatii. Inna rzecz w tym, że owo na sympatii tylko oparte "plus" osoby może się zmienić stopniowo w gruntowne przekonanie o jej wartości. W granicach samej sympatii przeżycie wartości przedmiotu wydaje się jednak czymś raczej pośrednim: x przeżywa wartość y za pośrednictwem swojej sympatii, dzięki niej, bowiem y nabiera wartości dla x. Zawiera się w tym odcień subiektywizmu, który wraz z wysuniętą na początku biernością składa się na pewną słabość sympatii. Słabość sympatii leży w tym, że bierze ona w posiadanie uczucie i wolę człowieka często niezależne od obiektywnej wartości osoby, do której się zwraca. Wartość uczucia zastępuje poniekąd wartość osoby (przedmiotu sympatii).
Słabość sympatii płynie, jak widać, -z niedostatecznej jej obiektywności. W parze z tym jednak idzie wielka subiektywna siła sympatii, która też nadaje ludzkim miłościom ich subiektywną wyrazistość. Samo rozumowe uznanie wartości drugiej osoby, choćby najrzetelniejsze, nie stanowi jeszcze miłości (tak jak nie stanowi też upodobania, o czym była mowa na początku tego rozdziału). Dopiero sympatia ma tę moc, że przybliża ludzi do siebie, w sposób dla nich odczuwalny, w sposób doświadczalny. Miłość zaś jest doświadczeniem, a nie dedukcją tylko. Sympatia stawia jedną osobę w kręgu drugiej jako kogoś bliskiego, sprawia, że, czuje się "poniekąd całą jego osobowość, że żyje się w jego kręgu, odnajdując go równocześnie, co krok w swoim własnym. Właśnie dla tego sympatia jest dla ludzi doświadczalnym i sprawdzalnym przejawem miłości, (o który tak bardzo chodzi pomiędzy kobietą a mężczyzną). Dzięki niej czują ani swoją wzajemną miłość, a bez niej gubią ją niejako i pozostają w jakiejś - znów odczuwalnej - próżni. Dlatego też wydaje się im zwykle, że w momencie; w którym urywa się sympatia, kończy się także miłość. -A jednak sympatia nie jest bynajmniej całą małością, tak jak wzruszenie i uczucie nie jest całym życiem wewnętrznym osoby ludzkiej, jest tylko jednym z jego elementów. Elementem głębszym i daleko bardziej zasadniczym jest wola, ona też jest władzą powołaną do tego, aby kształtować miłość w człowieku i pomiędzy ludźmi. Stwierdzenie to jest ważne z tego względu, że miłość pomiędzy kobietą a mężczyzną nie może pozostawać na poziomie samej sympatii, ale musi się stawać przyjaźnią. W przyjaźni, bowiem - inaczej niż w samej sympatii - rozstrzygający jest udział woli. Ja chcę dobra dla ciebie, tak jak chcę go dla siebie samego, dla mojego własnego "ja". Tym wzorem można by ująć treść i strukturę przyjaźni. Występuje w nim, jak widać, benevolentia, czyli życzliwość (ja chcę dobra dla ciebie), oraz znamienne "zdwojenie" podmiotu, zdwojenie "ja": moje "ja" i twoje "ja" stanowi moralną jedność, jednakowo życzliwie, bowiem odnosi się wola do obu. Siłą faktu, więc twoje "ja" staje się niejako moim, żyje w moim "ja", tak jak ono samo w sobie. Tym tłumaczy się samo słowo "przyjaźń". Zawarte w niej zdwojenie "ja" uwydatnia momenty osobowego zjednoczenia, które przyjaźń niesie wraz z sobą.
Zjednoczenie to jest inne niż w sympatii. Tamto opiera się wyłącznie na wzruszeniu oraz uczuciu, a wola tylko przyzwala. W przyjaźni natomiast wola sama się angażuje. I dlatego przyjaźń bierze istotnie w posiadanie całego człowieka, jest ona jego dziełem, zawiera w sobie wyraźny wybór osoby, drugiego "ja", do którego się zwraca, podczas gdy to wszystko w granicach sympatii jeszcze się nie dokonało. I na tym polega właśnie obiektywna siła przyjaźń. Ta ostatnia potrzebuje jednakże uwydatnienia w podmiocie, jakby subiektywnego akcentu. I tego znów dostarcza sympatia. Sama ona jeszcze nie jest przyjaźnią, stwarza jednakże warunki do tego, ażeby przyjaźń pomiędzy dwiema osobami mogła zaistnieć, a skoro już zaistnieje, ażeby mogła posiadać swoją podmiotową wyrazistość, swój klimat i swoją temperaturę uczuciową. Samo, bowiem obustronne i wzajemne "chcę dobra dla ciebie", chociaż stanowi rdzeń przyjaźni, pozostaje jednak jakby zawieszone w próżni, gdy pozbawi się je tej temperatury uczuciowej, której właśnie dostarcza sympatia. Nie sposób owego "chcę dobra dla ciebie" zastąpić samym, uczuciem, niemniej w oderwaniu od uczucia wydaje się ono zimne i niekomunikatywne.
Z punktu widzenia wychowania miłości zarysowuje się tutaj przejrzysty postulat: trzeba sympatię przekształcić w przyjaźń, a przyjaźń dopełniać sympatią. Postulat ten, jak widać, idzie w dwóch kierunkach. W samej sympatii brak jeszcze aktu życzliwości, bez której nie może też być prawdziwej miłości. Jakkolwiek, więc sympatia może się już wydawać życzliwością (i owszem, czymś więcej niż życzliwością), to jednak tkwi w tym pewna dawka złudzenia. Zwróciliśmy już uwagę w analizie upodobania na ów subiektywistyczny rys uczucia, na to mianowicie, że uczucie wykazuje tendencję do "odwracania prawdy" od przedmiotu, a zwracania jej jak najbardziej ku sobie. Skutkiem tej tendencji jest także to, że sympatię oraz samą miłość uczuciową bierze się już za przyjaźń z tego względu, że miłość pomiędzy kobietą a mężczyzną nie może pozostawać na poziomie samej sympatii, ale musi się stawać przyjaźnią. W przyjaźni, bowiem - inaczej niż w samej sympatii - rozstrzygający jest udział woli. Ja chcę dobra dla ciebie, tak jak chcę go dla siebie samego, dla mojego własnego "ja". Tym wzorem można by ująć treść i strukturę przyjaźni. Występuje w nim, jak widać, benevolentia, czyli życzliwość (ja chcę dobra dla ciebie), oraz znamienne "zdwojenie" podmiotu, zdwojenie "ja": moje "ja" i twoje "ja" stanowi moralną jedność, jednakowo życzliwie, bowiem odnosi się wola do obu. Siłą faktu, więc twoje "ja" staje się niejako moim, żyje w moim "ja", tak jak ono samo w sobie. Tym tłumaczy się samo słowo "przyjaźń". Zawarte w niej zdwojenie "ja" uwydatnia momenty osobowego zjednoczenia, które przyjaźń niesie wraz z sobą.
Zjednoczenie to jest inne niż w sympatii. Tamto opiera się wyłącznie na wzruszeniu oraz uczuciu, a wola tylko przyzwala. W przyjaźni natomiast wola sama się angażuje. I dlatego przyjaźń bierze istotnie w posiadanie całego człowieka, jest ona jego dziełem, zawiera w sobie wyraźny wybór osoby, drugiego "ja", do którego się zwraca, podczas gdy to wszystko w granicach sympatii jeszcze się nie dokonało. I na tym polega właśnie obiektywna siła przyjaźni. Ta ostatnia potrzebuje jednakże uwydatniania w podmiocie, jakby subiektywnego akcentu. I tego znów dostarcza sympatia. Sama ona jeszcze nie jest przyjaźnią, stwarza jednakże warunki do tego, ażeby przyjaźń pomiędzy dwiema osobami mogła zaistnieć, a skoro już zaistnieje, ażeby mogła posiadać swoją podmiotową wyrazistość, swój klimat i swoją temperaturę uczuciową. Samo, bowiem obustronne i wzajemne "chcę dobra dla ciebie", chociaż stanowi rdzeń przyjaźni, pozostaje jednak jakby zawieszane w próżni, gdy pozbawi się je tej temperatury uczuciowej, której właśnie dostarcza sympatia. Nie, sposób owego "chcę dobra dla ciebie" zastąpić samym uczuciem, niemniej w oderwaniu o uczucia wydaje się ono zimne i niekomunikatywne.
Z punktu widzenia wychowania miłości zarysowuje się tutaj przejrzysty postulat: trzeba sympatię przekształcić w przyjaźń, a przyjaźń dopełniać sympatią. Postulat ten, jak widać, idzie w dwóch kierunkach. W samej sympatii brak jeszcze aktu życzliwości, bez której nie może też być prawdziwej miłości. Jakkolwiek, więc sympatia może się już wydawać życzliwością (i owszem, czymś więcej niż życzliwością), to jednak tkwi w tym pewna dawka złudzenia. Zwróciliśmy już uwagę w analizie upodobania na ów subiektywistyczny rys uczucia, na to mianowicie, że uczucie wykazuje tendencję do "odwracania prawdy" od przedmiotu, a zwracania jej jak najbardziej ku sobie. Skutkiem tej tendencji jest także to, że sympatię oraz samą miłość uczuciową bierze się już za przyjaźń, a nawet za coś więcej niż przyjaźń. I dlatego też na niej samej opiera się często takie fakty jak małżeństwo, które obiektywnie biorąc mogą być oparte tylko na przyjaźni. Przyjaźń zaś, jak stwierdzono, polega na dojrzałym zaangażowaniu się woli w stosunku, do drugiej osoby pod kątem jej dobra. Istnieje, przeto problem dojrzewania sympatii w przyjaźń, a proces ten wymaga - normalnie biorąc refleksji i czasu. Chodzi mianowicie o to, ażeby wartość samego uczucia, na którym opiera się przede wszystkim stosunek do osoby oraz do jej wartości w granicach samej sympatii, dopełnić obiektywnym poznaniem wartości tejże osoby i przekonaniem o niej. Tylko na tym, bowiem może się oprzeć wola w swoim czynnym zaangażowaniu. Uczucia same mogą zaangażować wolę, ale tylko w sposób bierny i raczej powierzchowny, z pewną dozą subiektywizmu. Tymczasem przyjaźń domaga się rzetelnego zaangażowania woli z możliwie obiektywnym pokryciem.
Z drugiej strony jednakże istnieje problem dopełnienia przyjaźni sympatią; bez niej, bowiem przyjaźń pozostałaby zimna i niekomunikatywna. Ten ostatni proces jest możliwy, sympatia bowiem nie tylko rodzi się w człowieku w sposób spontaniczny i utrzymuje w drodze irracjonalnej, ale nawet zrodzona w taki sposób wykazuje jakieś ciążenie w kierunku przyjaźni, jakąś dążność do stawania się nią. Jest to prosta konsekwencja struktury osobowego wnętrza człowieka, w którym pełnej wartości nabiera dopiero to, co posiada pełne pokrycie w przekonaniu i wolnej woli. Samo wrażenie ani też na nim jedynie oparte uczucie tego pokrycia nie zastąpi. I dlatego też w parze z sympatią pomiędzy osobami (x - y) otwiera się z reguły możliwość przyjaźni oraz bodaj skromny jej zaczątek. Sympatia jednak bywa często od razu wyrazista, przyjaźń natomiast zrazu blada i wątła. Chodzi teraz o to, ażeby korzystając z sytuacji uczuciowej wytworzonej przez sympatię, kształtować wzajemną przyjaźń, nadając przez to sympatii samej znaczenie gruntowne i obiektywne. Błąd popełniany bardzo często w ludzkiej miłości, zwłaszcza, gdy chodzi o miłość pomiędzy x a y, polega na tym, że nie kształtując z niej świadomie przyjaźni, pozostawia się ją niejako na poziomie sympatii. Następstwem tego błędu jest także przeświadczenie, iż z chwilą, kiedy urywa się sympatia, kończy się także miłość. Jest to przeświadczenie dla ludzkiej miłości bardzo niebezpieczne, a błąd ten jest jedną z zasadniczych luk w wychowaniu miłości.
Miłość nie może żadną miarą polegać na samym "zużywaniu" sympatii czy też na samym "wyżywaniu się" w niej, (czemu w stosunkach pomiędzy mężczyzną a kobietą towarzyszy często "wyżycie się" seksualne). Miłość natomiast polega na gruntownym przetwarzaniu sympatii w przyjaźń. Jest ona, bowiem z istoty swojej, czymś twórczym i konstruktywnym, a nie czymś konsumpcyjnym tylko. Sympatia jest zawsze tylko jakimś sygnałem, ale nie jest stanowczo wykończonym faktem, który posiadałby całkowity ciężar gatunkowy osób. Musi się ona dopiero niejako dopracować dna w człowieku, dopracować się gruntu w przyjaźni, tak jak znów, z drugiej strony przyjaźń musi być dopełnić klimatem i temperaturą sympatii. Są to dwa procesy, które winny się wzajemnie przenikać, nie przeszkadzając sobie. Na tym właśnie polega "sztuka" wychowania miłości, właściwa ars amandi. Sztuce tej bardzo sprzeciwia się taki sposób, postępowania, w którym sympatia (wyrazista zwłaszcza w stosunku mężczyzna-kobieta, gdzie łączy się z nią mocny pociąg zmysłowo-cielesny) posłania potrzebą tworzenia przyjaźni oraz uniemożliwia ją w praktyce. Zdaje się, że w tym tkwi częsta przyczyna różnych katastrof i niepowodzeń, na które narażona jest ludzka miłość.
W tym całym problemie kryje się jakaś niezborność dwóch profilów miłości: profil obiektywny nie pokrywa się dokładnie z profilem subiektywnym. Sympatia, w której ten profil subiektywny miłości jest wyraziście zarysowany, nie jest jeszcze przyjaźnią, w której dopiero dojrzewa jej profil obiektywny. Równocześnie zaś miłość sama musi być czymś subiektywnym, musi przecież tkwić w podmiotach, w dwóch podmiotach osobowych, x i y, w nich się ukształtować i wyrażać. Nie należy jednakże tej subiektywnej miłości mieszać z subiektywizmem. Miłość jest zawsze czymś subiektywnym, tkwi, bowiem w podmiotach, równocześnie jednak winna być wolna od subiektywizmu. Powinna ona w podmiocie, w osobie, być czymś obiektywnym, mieć swój obiektywny profil, nie subiektywny tylko. Właśnie, dlatego nie może być tylko sympatią, ale musi być przyjaźnią. Dojrzałość przyjaźni pomiędzy x a y sprawdzić można m.in. przez to, czy towarzyszy, jej sympatia, ale bardziej jeszcze przez to, czy nie jest ona bez reszty zależą od sympatii (od samych momentów wzruszeniowych oraz nastrojów afektywnych), ale tezy również poza nimi posiada swój wyraźny obiektywny byt w osobie i między osobami. Wtedy dopiero można na niej budować małżeństwo oraz wspólne życie dwojga ludzi.
Dlatego też wydaje się, że ważną rolę w rozwoju miłości pomiędzy kobietą a mężczyzną maże odegrać koleżeństwo. Koleżeństwo różni się zarówno od sympatii, jak i od przyjaźni. Od sympatii różni się tym, że nie sięga przede wszystkim do sfery wzruszeniowo-afektywnej człowieka, ale opiera się na podstawach obiektywnych, takich jak wspólna praca, wspólne zadania, wspólne zainteresowania. Od przyjaźni zaś różni się koleżeństwo tym, że nie dochodzi w nim jeszcze do głosu owo "chcę twego dobra", tak jakby chodziło o moje własne "ja". Tak, więc charakterystyczny dla koleżeństwa jest moment wspólnoty spowodowany przez pewne czynniki obiektywne. Ludzie chodzą do tej samej klasy, pracują w tym samym laboratorium naukowym, służą w tej samej kompanii, interesują się tą samą dziedziną (np. filatelistyką) - i to czyni ich kolegami. Koleżeństwo może się zrodzić również pomiędzy y a x, i to zarówno niezależnie od sympatii uczuciowej, jak też na jej tle. To drugie zestawienie wydaje się bardzo pożyteczne, może, bowiem dopomóc w rozwoju czystej sympatii w prawdziwą przyjaźń. Chodzi o to, że koleżeństwo wprowadza pomiędzy dwoje ludzi, kobietę i mężczyznę, jakąś wspólnotę obiektywną, podczas gdy sympatia łączy ich tylko w sposób subiektywny. Dzięki koleżeństwu, więc może się zarysować ten obiektywny profil miłości, bez którego jest ona zawsze czymś niepełnym. Same uczucia są, jak wykazuje doświadczenie, raczej zmienne, nie mogą, więc trwale i wyłącznie stanowić o stosunku człowieka do człowieka. Trzeba koniecznie znaleźć środki, za pomocą, których uczucia nie tylko trafią do woli, ale co więcej - spowodują tę jedność woli (unum velle), dzięki której dwa "ja" stają się jednym; "my". Jedność taka zawiera się właśnie w przyjaźni. Przyjaźń, wzajemna posiada charakter między-osobowy, wyrażony w owym "my". W koleżeństwie to "my" już także się zawiera, jakkolwiek brak mu jeszcze tej spoistości i głębi, jaka jest udziałem przyjaźni. Wszak koleżeństwo może łączyć z sobą wiele osób, przyjaźń raczej tylko ich niewielką liczbę. Społeczny rys koleżeństwa uwydatnia się w tym, że ludzie nizin związani tworzą zwykle pewne środowisko. I dlatego też koleżeństwo może być jeszcze tak bardzo ważne dla kształtowania się wzajemnej miłości pomiędzy x a y, jeśli ich miłość ma dojrzewać do małżeństwa i stać się kamieniem węgielnym nowej rodziny. Ludzie zdolni do życia w środowisku, zdolni do jego tworzenia chyba dobrze są przygotowani do tego, aby społeczności rodzimej nadać również charakter spoistego środowiska, w którym panuje dobra atmosfera współżycia.
Miłość oblubieńcza
Analiza ogólna miłości ma charakter przede wszystkim metafizyczny, jakkolwiek, co krok nawiązujemy w niej do momentów psychologicznych czy też etycznych. Te różne aspekty miłości przenikają się wzajemnie, tak, że niepodobna wchodzić w jeden z nich nie potrącając o drugi lub trzeci. W analizie dotychczasowej staraliśmy się uchwycić to, co należy do istoty każdej miłości, a w sposób specyficzny realizuje się w miłości pomiędzy kobietą a mężczyzną. Jeśli chodzi o miłość w podmiocie indywidualnym, to kształtuje się ona poprzez upodobanie, pożądanie i życzliwość. Jednakże miłość znajduje pełny swój byt nie w podmiocie indywidualnym tylko, ale w relacji między-podmiotowej, między-osobowej. Stąd problem przyjaźni, który tutaj został przeanalizowany w łączności z sympatią, a także związany z przyjaźnią problem wzajemności. Przechodzenie od "ja" do "my" jest dla miłości nie mniej istotne, jak wychodzenie z własnego "ja" wyrażające się poprzez upodobanie, miłość pożądania i życzliwości. Miłość - zwłaszcza ta, która interesuje nas w niniejszej książce - jest nie tylko dążeniem, ale daleko bardziej jeszcze spotykaniem się, jednoczeniem osób. Rzecz jasna, iż to spotykanie się i jednoczenie osób dokonuje się na podstawie upodobania, miłości pożądania i życzliwości w miarę ich narastania w podmiotach indywidualnych. Aspekt indywidualnej miłości nie przestaje zachodzić w aspekcie między-osobowym, owszem, pierwszy z nich warunkuje drugi. W rezultacie miłość jest zawsze jakąś między-osobową syntezą i synchronizacją upodobań, pożądań i życzliwości. Miłość oblubieńcza jest czymś innym jeszcze niż wszystkie dotąd przeanalizowane aspekty czy formy miłości. Polega ona na oddaniu swojej własnej osoby. Istotą miłości oblubieńczej jest oddanie siebie, swojego "ja". Stanowi to coś innego i zarazem coś więcej niż upodobanie, pożądanie, a nawet niż życzliwość. Te wszystkie formy wychodzenia w kierunku drugiej osoby pod kątem dobra nie sięgają tak daleko jak miłość oblubieńcza. Czymś więcej jest "dać siebie" aniżeli tylko "chcieć dobra", choćby nawet przez to drugie "ja" stawało się jakby moim własnym, jak w przyjaźni. Miłość oblubieńcza jest czymś innym i czymś więcej niż wszystkie przeanalizowane dotąd for my miłości zarówno od strony indywidualnego podmiotu, od strony osoby, która kocha, jak i od strony łączności, między-osobowej, którą miłość wytwarza. Kiedy miłość oblubieńcza wejdzie w tę relację między-osobową, wówczas powstaje coś innego niż przyjaźń, mianowicie wzajemne oddanie się osób.
Problem ten wymaga gruntowniejszego przemyślenia. Przede wszystkim nasuwa się pytanie: czy osoba może siebie oddać innej osobie? Stwierdzono przecież, że każda osoba z istoty swej jest nieprzekazywalna - alteri incommunicabilis. Jest, więc nie tylko panią samej siebie (sui iuris), ale także nie może siebie odstąpić czy oddać. Takiemu oddaniu siebie samej sprzeciwia się natura osoby. Rzeczywiście: w porządku natury nie można mówić o oddaniu osoby innej osobie, zwłaszcza, jeśli to oddanie rozumiemy w znaczeniu fizycznym. To, co osobowe, wyrasta ponad jakąkolwiek formę oddania, a z drugiej strony przywłaszczenia sobie w sensie fizycznym. Osoba jako taka nie może być cudzą własnością, tak jak rzecz. W konsekwencji wykluczone jest też traktowanie osoby jako przedmiotu użycia, co już zostało szczegółowiej przeanalizowane. To jednak, co nie jest możliwe i prawidłowe w porządku natury ani w znaczeniu fizycznym, może dokonywać się w porządku miłości i w znaczeniu moralnym. W takim znaczeniu jednak osoba może siebie dać czy też oddać innej, i to zarówno osobie ludzkiej, jak i Bogu, a przez takie oddanie kształtuje się szczególna postać miłości, którą określamy jako miłość oblubieńczą30 . Świadczy to też o szczególnej dynamice osoby, o szczególnych prawach rządzących jej istnieniem i rozwojem. Dał temu wyraz Chrystus w owym zdaniu, które zdaje się zawierać głęboki paradoks: "Kto by chciał ocalić duszę swoją, ten ją straci, a kto by utracił duszę swoją dla mnie, ten ją znajdzie" (Mt 10,39).
Istotnie, w problemie miłości oblubieńczej zawiera się jakiś głęboki paradoks, nie werbalny tylko, ale na wskroś realny; słowa Ewangelii wskazują na szczególną rzeczywistość i zawierają prawdę, która realizuje się w życiu osoby. Oto z racji swej natury każda osoba jest kimś nie-przekazywalnym, nie-odstępnym. W porządku natury jest ona nastawiona na doskonalenie się, na osiąganie coraz większej pełni własnego bytu, który przecież jest zawsze jakimś konkretnym "ja". Stwierdziliśmy już, że owo doskonalenie się przychodzi poprzez miłość i wraz z miłością. Najpełniejsza, a zarazem jakby najradykalniejsza forma miłości leży też w tym, aby właśnie siebie dać, aby to swoje nieprzekazywalne i nieodstępne "ja" uczynić czyjąś własnością. Paradoks jest w tym wypadku podwójny i idzie w dwóch kierunkach: po pierwsze - że można tak wyjść z własnego "ja", a po drugie - że się przy tym owego "ja" bynajmniej nie niszczy i nie dewaluuje, ale wręcz przeciwnie, rozwija się je i bogaci w znaczeniu oczywiście ponad-fizycznym, w znaczeniu moralnym. Ewangelia akcentuje to bardzo wyraziście i zdecydowanie: "straci - znajdzie", "ocalić - stracić". Odkrywamy w niej, jak widać, nie tylko samą normę personalistyczną, ale również bardzo szczegółowe i śmiałe wskazania, które tę normę rozbudowują w różnych kierunkach. Świat osób posiada swe własne prawa egzystencji i prawa rozwoju.
Oddanie siebie jako forma miłości kształtuje się we wnętrzu osoby na podstawie dojrzałego widzenia wartości oraz gotowości woli zdolnej do zaangażowania się w taki właśnie sposób. W każdym razie miłość oblubieńcza nie może być czymś fragmentarycznym ani też przypadkowym. w życiu wewnętrznym osoby. Stanowi ona zawsze jakąś szczególną krystalizację całego ludzkiego "ja", skoro mocą tej miłości jest ono zdecydowane tak właśnie sobą zadysponować. W oddaniu siebie_ musimy odnaleźć szczególny dowód posiadania siebie Jeśli chodzi o poszczególne realizacje tej formy miłości, to zdaje się, że mogą one być bardzo różne.
Już nie mówiąc o oddaniu matki dla dziecka, czyż nie możemy odnaleźć oddania siebie, swojego "ja", np. w stosunku lekarza do chorego czy nauczyciela, który z całym poświęceniem oddaje się urobieniu swego ucznia, czy też duszpasterza, który z podobnym poświęceniem oddaje się duszy powierzonej jego trosce? W podobny sposób mogą oddać siebie wielcy działacze społeczni czy apostołowie wielu ludziom, często osobiście nieznanym, którym służą służąc społeczeństwu. Stwierdzić w każdym z wymienionych przypadków czy też w podobnych, o ile zachodzi autentyczna miłość oddania, nie jest rzeczą łatwą. We wszystkich, bowiem może działać po prostu rzetelna życzliwość i przyjaźń dla ludzi. Do tego np., aby "z całym oddaniem" spełniać powołanie lekarza, nauczyciela czy duszpasterza, wystarczy po prostu "chcieć dobra" dla tych, względem których się je spełnia. A nawet, jeśli owa postawa nabiera cech pełnego oddania się i w tej formie weryfikuje się jako miłość, to w każdym razie trudno byłoby zastosować do niej nazwę miłości oblubieńczej.
Pojęcie miłości oblubieńczej łączy się ż oddaniem osoby indywidualnej drugiej wybranej osobie. I dlatego o miłości oblubieńczej mówimy w pewnych wypadkach, gdy chodzi o określenie stosunku pomiędzy człowiekiem a Bogiem, co zostanie omówione osobno w rozdziale IV. Istnieją także jak najgłębsze podstawy do tego, aby mówić o miłości oblubieńczej w związku z małżeństwem. Miłość osób, mężczyzny i kobiety, prowadzi w małżeństwie do wzajemnego oddania się. Od strony osoby indywidualnej jest to wyraźne oddanie się drugiej osobie, w relacji zaś między-osobowej - oddanie wzajemne. Tego oddania się, o którym tutaj mowa, nie należy całkowicie utożsamiać (a w konsekwencji przez to mieszać) z "oddaniem się" w znaczeniu psychologicznym tylko, czyli z przeżyciem oddania, ani też tym bardziej z "oddaniem się" w znaczeniu tylko fizycznym. Jeśli chodzi o pierwsze z tych znaczeń, to tylko kobieta, a w każdym razie przede wszystkim kobieta, przeżywa swój udział w małżeństwie jako "oddanie się"; mężczyzna przeżywa go inaczej, tak, że psychologicznie biorąc następuje jakaś korelacja "oddania się" i posiadania". Jednakże psychologiczny punkt widzenia nie jest tutaj wystarczający. Ujmując, bowiem problem do końca obiektywnie, a więc ontologicznie, musi w tej relacji zachodzić równocześnie wzajemne oddanie się ze strony mężczyzny, które - jakkolwiek inaczej przeżyte niż u kobiety musi być jednak realnym oddaniem się drugiej osobie. W przeciwnym, bowiem razie zachodzi niebezpieczeństwo potraktowania tej drugiej osoby, kobiety, jako przedmiotu, i to nawet przedmiotu użycia. Jeśli zatem małżeństwo ma odpowiadać wymogom normy personalistycznej, musi się w nim realizować oddanie wzajemne, wzajemna miłość oblubieńcza. Spotykają się w nim na zasadzie wzajemności dwa oddania, męskie i kobiece, które psychologicznie mają różną postać, ale ontologicznie jednak zachodzą i "składają się" na dojrzały całokształt wzajemnego oddania. Wyłania się stąd szczególne zdanie dla mężczyzny, który w "zdobywanie" czy "posiadanie" musi wprowadzić właściwą postawę i treść, a jest nią również oddanie siebie.
Tym bardziej oczywiście owo oddanie się, o którym mowa w przypadku małżeństwa czy nawet w ogóle w odniesieniu x do y, nie może mieć znaczenia li tylko seksualnego. Oddanie tylko seksualne w relacji wzajemnej osób bez pełnego pokrycia w oddaniu osoby musi prowadzić do tych form utylitaryzmu, które możliwie gruntownie staraliśmy się przeanalizować w rozdziale I. Trzeba na to zwrócić uwagę, gdyż istnieje mniej lub bardziej wyraźna tendencja do rozumienia owego "oddania się" w relacji y - x w sposób albo czysto seksualny, albo też seksualno-psychologiczny. Tymczasem koniecznie potrzebne jest tutaj zrozumienie personalistyczne. I dlatego z całym profilem tej moralności, w której centralną rolę spełnia przykazanie miłości, godzi się jak najbardziej sprowadzenie małżeństwa do miłości oblubieńczej, a raczej - ujmując problem wychowawczo - wyprowadzenie go z tej formy miłości. Stąd też wyłaniają się te konsekwencje, do których wrócimy jeszcze w rozdziale IV, w uzasadnieniu monogamii. Oddanie się kobiety mężczyźnie w taki sposób, jak to zachodzi w małżeństwie, wyklucza - moralnie biorąc - równoczesne oddanie się jego lub jej innym osobom w taki sam sposób. Moment seksualny odgrywa w kształtowaniu się miłości oblubieńczej szczególną rolę. Współżycie seksualne sprawia, że zacieśnia się ona do jednej pary osób, choć równocześnie zyskuje na specyficznej intensywności. W takim też tylko zacieśnieniu może się ta miłość tym pełniej otworzyć ku nowym osobom, które z natury są owocem miłości małżeńskiej mężczyzny i kobiety.
Pojęcie miłości oblubieńczej posiada kluczowe znaczenie dla ustalenia norm całej moralności seksualnej. Istnieje z pewnością jakiś bardzo szczególny związek pomiędzy sexus a osobą w porządku obiektywnym, któremu w porządku świadomości odpowiada szczególne poczucie prawa osobistej własności swego "ja". Problem ten będzie jeszcze osobno przeanalizowany w rozdziale III (część druga: Metafizyka wstydu). W konsekwencji nie może być mowy o oddaniu seksualnym, które nie posiadałoby znaczenia oddania osoby i nie wchodziło w jakiś sposób w orbitę tych wymagań, które mamy prawo stawiać miłości oblubieńczej. Wymagania te płyną z normy personalistycznej. Sama zaś miłość oblubieńcza, jakkolwiek z istoty swojej różni się od wszystkich form miłości uprzednio przeanalizowanych, to jednak nie może się kształtować w oderwaniu ad nich. Zwłaszcza zaś jest nieodzowne, aby wiązała się ona bardzo ściśle z życzliwością oraz z przyjaźnią. Bez takiego powiązania może się znaleźć w bardzo niebezpiecznej próżni, a osoby w nią zaangażowane poczują się bezradne wobec faktów wewnętrznych i zewnętrznych, którym nieopatrznie pozwoliły w sobie i między sobą zaistnieć.
PRZYPISY:
[«] "Zdolność uczestnictwa w samym człowieczeństwie każdego człowieka stanowi rdzeń wszelkiego uczestnictwa [podkr. Autora] i warunkuje personalistyczną wartość wszelkiego działania i bytowania "wspólnie z innymi". [...] przykazanie to [miłości - przyp. Red.] w sposób szczególnie wyrazisty i konsekwentny potwierdza, iż w jakimkolwiek działaniu i bytowaniu "wspólnie z innymi" układ odniesienia "bliźni" ma znaczenie podstawowe" (Osoba i czyn s. 322-323). "Relacja "ja - ty" otwiera człowieka wprost na człowieka. [...) Człowieczeństwo, to dane jest relacji "ja - ty" nie jako abstrakcyjna idea człowieka [...] ale jako "ty" dla "ja". Uczestnictwo w tym układzie to tyle, co realizacja międzyosobowej wspólnoty, której osobowa podmiotowość "ty" objawia się przez "ja" (poniekąd też wzajemnie), a nade wszystko osobowa podmiotowość jednego i drugiego gruntuje się, zabezpiecza i rośnie w tej wspólnocie" (Osoba: podmiot i wspólnota s. 36). Por. Subjectivity and the Irreducible in Man. "Analecta Husserliana" 7: 1978 s. 107-114.
[«] "Realizuje się ona [miłość oblubieńcza - przyp. Red.] - wedle nauki Chrystusa - w inny sposób w wyłącznym oddaniu się Bogu samemu; a w inny sposób w małżeństwie przez wzajemne oddanie się osób ludzkich. [...] Równocześnie jednak należy podkreślić, że chociaż Bóg jako Stwórca posiada "dominium altum" - najwyższe prawo w stosunku do wszystkich stworzeń, a więc także w stosunku do człowieka, który jest osobą - to jednak owo oddanie się całkowite "na własność umiłowanemu Bogu" (KK 44), jakie wyraża się w powołaniu zakonnym, z woli samego Chrystusa jest pozostawione wolnemu wyborowi człowieka pod działaniem łaski" (O znaczeniu miłości oblubieńczej s. 171).