Świadectwo światła

Będąc małym dzieckiem nie lubiłem zasypiać przy zgaszonym świetle, nie lubiłem gasić światła choć byłem do tego niejako przymuszany. Jak każdy maluch bałem się ciemności, zresztą teraz gdy jestem trochę „większym maluchem” też boję się ciemności. Lękam się jej. Zakładam jednak, że teraz mój lęk dotyczy czego innego, choć niejako związane to jest z mrokiem i ową niemożnością widzenia. Załóżmy więc, że z pojęciem światła i ciemności spotykam się już od dzieciństwa a pojęcie to rozwija się we mnie w miarę upływu lat, przybierając coraz bardziej dojrzałą postać. Mógłbym powiedzieć nawet, że wpisana jest we mnie pewna wiedza związana z oczywistym faktem zapadania nocy i świadomością rozpraszania mroków świata przez światło. Owa jasność nie jest dla mnie tylko czystym zjawiskiem zachodzącym w przyrodzie, owa jasność płynąca od światła dotyczy przede wszystkim mojego wnętrza przybierając postać Osoby. Światłość rozumiana jako ukojenie, nadzieja. James Rhoades napisał: „Jam jest twój Świt, co po ciemności wstaje, jam jest Głębina, gdzie smutki twe ustają, Czuj duch! Czuj duch! I poznaj żem jest Bóg: obejrzyj sobie Mnie i ukój serce swoje”. Zadaję sobie pytania co jest dla mnie światłem w życiu, co jest ciemnością? Czy jest ktoś, kto otwiera mi oczy, czy potrafię wpuścić do siebie strumień światła, by objawił się mi sens życia? 

W opisie stworzenia świata czytamy: „Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość!. I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności” (Rdz 1, 3-4). Najbardziej uderza mnie w tym fragmencie stwierdzenie, że światłość jest dobra. Chociaż wszystko, co stworzył Bóg było dobre to jednak w kontekście tego, co Bóg objawia później światu stwierdzenie to nabiera wielkiego znaczenia. W księgach Starego Testamentu w innych miejscach również przeczytamy: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło” (Iz 9, 1). Ta wizja Izajasza przenosiła współczesnych mu w daleką przyszłość, która dla nas jest teraz przeszłością. Naród kroczący w ciemnościach to Galilea (współżyjąca z poganami) gdzie w Betlejem na świat przyszedł Książe Pokoju. Podkreślić należy w tym miejscu fakt, iż światłością jest Jezus Chrystus – światło świata. Natchnieni autorzy Biblii genialnie operowali symboliką światła, zresztą osobiście trudno mi mówić w tym aspekcie jako tylko o symbolice. Spostrzegam jakby brakujące określenie na przedstawiony zakres światłości. Światłość jawi się tu jako żywy znak, żywy symbol niejako wchodzący w sferę sacrum.
Jeszcze dobitniej wypada utrzymać przy życiu moją opinię opierając się o teksty nowotestamentowe. W prologu u Świętego Jana odnajdujemy takie oto słowa: „ W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością lecz posłanym aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego” (J 1, 4-7). Słowo, Syn Boży, stało się ciałem; ta Najwyższa Istota stała się człowiekiem, którego znamy jako Jezusa Chrystusa. Jego życie rozświetlało i nadal rozświetla ciemności świata, który Go nie poznał. Warto tu zwrócić uwagę na terminologię słowa poznać. W pierwszych wiekach w terminologii semickiej „poznać” oznacza nie tyle co akt umysłu, ile zmianę całej moralnej postawy człowieka wobec miłującego Boga, który mu się objawia. Skłaniam się tu do refleksji, sięgam tu do jednego z pytań, które zadałem sobie na początku: Czy potrafię wpuścić do siebie strumień światła, który objawi mi sens życia? Według mnie powinienem w tym miejscu zadać sobie jeszcze jedno pytanie. Na ile prawdziwie poznaję Boga? Myśląc o tym wszystkim, myśląc o Bogu jako o świetle sądzę, że światło rzucane przez niego powoduje, iż w pewien sposób ja sam mogę zacząć świecić. Pięknie pisał o tym Jan Paweł II w książce „Pamięć i tożsamość”. Nie mógłbym w tym momencie nie przytoczyć tych słów: „ Człowiek we wszystkim znajduje Boga, we wszystkim i poprzez wszystko z nim obcuje (...). rzeczy a w szczególności osoby, odzyskują właściwe sobie światło, które w nich zawarł Bóg jako Stwórca, ale, jeśli tak można się wyrazić, „udostępniają” Boga samego, tak jak on sam zechciał się człowiekowi objawić: jako Ojca, jako Odkupiciela i jako Oblubieńca”. Czuję teraz po słowach, które przytaczałem, które pisałem, że jestem jakby na skraju niewysławialności, niepoznawalności. Pojawia się pewien Absolut, wobec którego lepiej zamilknąć lub przyjąć z pokorą konieczność używania słów nieadekwatnych. Milknę więc i znów sięgam do Biblii... Patrząc na krzyż, widząc wokół cierpienie słucham słów Jezusa-Boga Człowieka...”Ja jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”(J 8, 12). 


Wpadła powiedzieć mogę nawet „spadł mi z nieba” pewnego dnia tomik poezji mało znanego poety – Marka Mariusza Tytko. Zapewne nawet nie wertowałbym ze szczególną uwagą stronic książki gdyby nie to, że swoją „podróż” po lekturze często zaczynam od ostatniej stronicy. Na niej to znalazłem opinię o poezji nieznanego mi poety. Przeczytałem tam min: „[wiersze] pełne wrażliwości, malownicze, nasycone sensualizmem i metafizyczną tęsknotą(...)”. To zdanie a właściwie ostatnie dwa wyrazy...to mnie pociągnęło, jako że poezja metafizyczna kojarzy mi się z moim ulubionym poetą ks. Janem Twardowskim. Początek więc banalny ale czy świat od początku był tak skomplikowany jak dziś? Nie muszę odpowiadać, a usprawiedliwienie mam. Rozpocząłem więc przygodę z tomikiem poezji nieznanego mi poety pt. „Spotkanie innego”. Krytykiem nie jestem – mówię od razu, ale swoją opinię mam albo inaczej pewne doznania towarzyszyły mi czytaniu utworów. Poezja Marka Mariusza Tytko to poezja o oryginalnym obrazowaniu, przekazująca doznania duchowe ukierunkowane na sferę Tajemnicy. Tajemnicę ową poeta przekazuje nam za pomocą motywu jakim jest światło – jak wykazałem wcześniej motyw ten bardzo ważny jest dla tradycji staro- i nowotestamentowej, ważny był również dla filozofii platońskiej. Przejdę jednak do konkretów. Autor pisał: „ człowiek / przeniknąć nie zdoła / nieprzenikalnego / co w cieniu ziemi ukryte (...) / pozostaje nam tylko odkrywać / chwalić Światło / słowem / milczenia”. Jakże trafny fragment. Światło pisane od wielkiej litery jednoznacznie sugeruje mi, że autor ma na myśli Chrystusa. Myślę sobie...jakże pokorni być musimy wobec Światła. Wszyscy chcieliby zbadać, zmierzyć, sprawdzić a może nawet uwierzyć by chcieli a zapominają o „słowie milczenia”. Bogatą symbolikę światła niesie wiersz pt.: „Litania do Boga światłości”. W osiemnastu wersetach podmiot liryczny w formie litanii wymienia przymioty Boga. Robi to w sposób szczególny gdyż każdy przymiot w jakimś stopniu, najczęściej jednoznacznie kojarzy nam się ze Światłem. Czytamy więc: „krzewie gorejący(...), kometo Betlejemu(...), strumieniu blasku (...), oceanie świetlisty(...), złota a nie gasnąca świeco w ogrodzie” (...)”. Ostatni wers: „rozprosz ciemności” powoduje że wyobrażam sobie przepaść między Bogiem a moim światem, często ciemnym. Jakże bardzo potrzebuje jego „promieniującej miłości”. W utworze pt. „Grzesznik” osoba mówiąca w wierszu jeszcze bardziej wyraża potrzebę tej „miłości”. W rozpaczy mówi: „zagubił się duch we mnie przez niepokój / nade mną rozpostarta ciemność”, by na końcu stwierdzić: „przez niebios złotą bramę / niech Twoje nadejdzie światło”. Wracam do pytania z początku – czy jest ktoś, kto otwiera mi oczy? W kolejnym utworzy znajduję odpowiedź: „któż jak nie Pan światła / otworzy / nową rzeczywistość?” (wiersz pt. „Pamiętaj”).

Nie wyobrażam sobie życia bez światła i powiem też trochę inaczej: nie wyobrażam sobie Życia bez Światła. Dążę do jasności i odpowiadam na kolejne pytanie, na pytanie o to, czy pozwalam, by strumienie światła oświecały mnie. Odpowiadam – pozwalam, bo „byłem umarły / Ale Ty mnie wskrzesiłeś / Do życia w Świetle” („Pieśń wiązana”). Będąc małym dzieckiem nie lubiłem zasypiać przy zgaszonym świetle a teraz będąc „dużym dzieckiem” z całą pewnością stwierdzam, że nie lubię żyć przy „zgaszonym Świetle”.